„Literatura gatunkowa musi budzić silne emocje…” – wywiad z Przemysławem Piotrowskim, autorem książki „Nic do stracenia”

UDOSTĘPNIJ

Porwanie, mafijne porachunki, zbrodnie i namiętności. Przemysław Piotrowski zabiera nas do niezwykłego świata Luty Karabiny, jednej z najbardziej oryginalnych bohaterek w polskiej prozie gatunkowej. Więzy krwi, rodzicielska miłość, elementy sensacyjne i pierwotne instynkty. Oto motywy zawarte w książce „Prawo matki”. Powieść opublikowana za sprawą Wydawnictwa Czarna Owca inicjuje nowy cykl Przemysława Piotrowskiego, autora bestsellerowych kryminałów z komisarzem Igorem Brudnym. Niedawno ukazała się nowa książka, a więc „Nic do stracenia”, która rozwija historię Luty. Zapraszamy do lektury wywiadu z bestsellerowym autorem.

Marcin Waincetel: Luta Karabina to kobieta z bogatą i trudną przeszłością w oddziałach sił specjalnych. W Twoich książkach zarabia na życie pracując na platformie wiertniczej u wybrzeży Norwegii. Znajduje się zatem punkt styczny z Twoją biografią. Czy jest ich więcej? Niekoniecznie tylko w sferze zawodowej.

Przemysław Piotrowski: Oczywiście, wbrew pozorom jest im całkiem sporo. Generalnie uważam, że pisanie o tym, co się kiedyś przeżyło na własnej skórze, co się kiedyś widziało, o czym się słyszało z pierwszej ręki, kogo się poznało, bądź gdzie się było… jest niezwykle ważne w pisaniu. Pisarz, który całe życie spędził na siedzeniu w domu i klepaniu w klawiaturę, nigdy nie będzie wiarygodny, no chyba że wybierze sobie fantastykę, a najlepiej fantasy. Wszyscy znani i cenieni miksowali w swoich dziełach własne doświadczenia z fikcją. Pierwszy przykład z brzegu – Agatha Christie i jej „Morderstwo w Orient Expressie”, czy „Morderstwo nad Nilem” (które właśnie przeczytałem). Kolejny Joseph Conrad i jego „Jądro ciemności”. To takie pierwsze z brzegu. Ale jedźmy dalej, aktualnie. Szczepan Twardoch i jego „Chołod”, Maciej Siembieda i jego „Orient”. Obaj najpierw przeżyli przygodę, zobaczyli i poczuli to własnej skórze (odpowiednio Daleką Północ i Chiny), a potem dodali coś od siebie i stworzyli genialne powieści. Moją najbardziej osobistą była „Krew z krwi”, ale w serii z Lutą też pojawiają się wątki z życia, począwszy od zniknięcia w parku rozrywki mojej dwuletniej wówczas córeczki, aż po pracę właśnie na platformie wiertniczej. Można nazwać to swoistym researchem, bo jeśli człowiek wie o czym pisze, to robi to wiarygodnie. Nie da się oddać tych emocji, jakie buzują w człowieku (jak w przypadku zniknięcia córki), jeśli się ich osobiście nie przeżyje. Tak jak nie napisałbym  „La Bestii” bez podróży do Kolumbii, tak nie odważyłbym się napisać sceny na platformie wiertniczej, gdybym wcześniej nie przepracował tam siedmiu lat.

W polskiej prozie sensacyjno-kryminalnej pojawiały się już wyraziste postacie kobiece. Znaleźć je można w książkach Anny Potyry, Anny Kańtoch, Jędrzeja Pasierskiego czy Remigiusza Mroza. Luta Karabina wyróżnia się jednak na tym tle, choćby z uwagi na profesje. Lutosława swoje źródło – określone cechy charaktery i zawód – ma jednak w prawdziwej postaci…

Zgadza się. Protoplastka Luty istnieje naprawdę i jest najtwardszą kobietę, jaką poznałem w życiu. Nazywa się Agnieszka, jest żołnierzem, ma kilka czarnych pasów w różnych sztukach walki, a mnie regularnie na macie wiąże w supeł (a ułomkiem nie jestem). Zna też techniki zabijania, świetnie operuje bronią białą. Niewiele więcej mogę napisać, bo to, że pracuje w wojsku, nakłada na nią i na mnie pewne ograniczenia. Ale uwierzcie, że zdecydowana większość facetów w starciu z nią nie miałaby najmniejszych szans. Wracając jednak do pierwszej części pytania, to nie chciałem już tworzyć kolejnej pani podkomisarz, komisarz, nadkomisarz… bo jest ich już zatrzęsienie, a wszystkie powoli zaczynają zlewać się w jedną twardą policjantkę, która na co dzień musi mierzyć się w pracy z ostracyzmem i mizoginią ze strony kolegów po fachu, ale i tak rozwiązuje każdą zagadkę, na koniec pokazując im środkowy palec. Zapragnąłem stworzyć bohaterkę niespotykaną, niepospolitą, wyjątkową na naszym rynku literackim. I taka właśnie jest Luta. Jedna jedyna, niepowtarzalna. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że niewiele musiałem zmieniać pierwowzór. Trochę go tylko podrasowałem.

Twoją bohaterkę poznajemy na kartach książki „Prawo matki”, w której podejmujesz temat rodzicielstwa w ekstremalnie trudnym wymiarze. Córka Luty zostaje porwana. Czas ucieka, działania policji nie dają rezultatów, a przecieki świadczą, że dziewczynka padła ofiarą wyjątkowo brutalnej szajki handlarzy żywym towarem. Skąd pomysł na taką fabułę powieści?

Jak już wspomniałem, pomysł narodził się w momencie, gdy dwa i pół roku temu to mi zniknęła z oczu dwuletnia wówczas córeczka. Wszystko działo się w parku rozrywki. Te piętnaście minut totalnie mną wstrząsnęło. Przez te piętnaście minut czułem tak potworne emocje (a że jestem pisarzem kryminałów to wyobraźnię mam bujną i przed oczami miałem wszystkie najczarniejsze scenariusze), że jeszcze tego samego dnia zrozumiałem, że muszę podjąć ten temat. To był akurat moment, że zaczynałem myśleć nad nową serią, więc postać Luty, której porywają córkę, zrodziła się praktycznie samoistnie.

„Nic do stracenia” to drugi tom cyklu o Lutosławie Karabinie, który odsłania więcej – poznajemy przeszłość głównej bohaterki – pogrążając ją jeszcze bardziej w piekle teraźniejszości. Tym razem pracę na platformie wiertniczej zamienia na Wojsko Polskie, gdzie zajmuje się szkoleniem młodych kandydatów na specjalsów. Przyznaj, Ty chyba naprawdę lubisz wystawiać swoich bohaterów na coraz to nowe próby charakteru

Wręcz uwielbiam. Zresztą moi Czytelnicy i Czytelniczki chyba też, skoro czytają moje książki i tak wysoko je oceniają. To literatura gatunkowa, która musi budzić silne emocje, bo jeśli nie budzi, to staje się nudna. A po pierwszej części, w której główna bohaterka musiała zmierzyć się z porwaniem córki przez szajkę handlarzy żywym towarem, w drugiej postanowiłem uwolnić cały jej potencjał. Postawiłem ją przed sytuacją graniczną, taką, której nikt z nas nigdy, przenigdy nie chciałby przeżyć. To bez wątpienia budzi emocje, bo sam często zastanawiałem się, co bym zrobił na miejscu głównej bohaterki. Żyłem tą historią razem z Lutą. Sam siebie wystawiałem na te emocje i sam zadawałem sobie pytanie, czy zrobiłbym to samo, co ona. I wiesz co? Gdybym miał podobne umiejętności, to nie zawahałbym się nawet na moment.

Bardzo interesującą postacią w kontekście cyklu o Lucie jest Zygmunt Szatan, który próbuje odbudować swoje życie po krwawej zemście na oprawcy swojej rodziny. Już na policyjnej emeryturze stara się naprawić relacje z synem oczekującym na proces sądowy. Jednak demony przeszłości nie dają o sobie zapomnieć… skąd wziął się właściwie Szatan?

Żeby główny bohater/bohaterka mógł pokazać cały swój potencjał, musi mieć jakiegoś skrzydłowego, najlepiej swoje przeciwieństwo. I tak kiedyś ponury, surowy glina Igor Brudny został zestawiony z elokwentnym i ułożonym Romualdem Czarneckim (którego miejsce później zajęła Julka Zawadzka), tak i tutaj Luta wypada ciekawie na tle Zygmunta Szatana. Oni są jak ogień i woda, totalne przeciwieństwa w niemal każdym aspekcie. A jednak muszą się jakoś dogadać i współpracować. Uważam, że takie duety budują każdą z postaci, tworzą napięcie, kreują fabułę. W „Nic do stracenia” są już w jakimś stopniu dogadani, mimo to dzielące ich różnice wciąż mocno wybrzmiewają. Generalnie Szatan idealnie wpisał mi się w tę historię. Jest postacią absolutnie tragiczną.

„Nic do stracenia” to opowieść, w której Luta musi także pogodzić się z traumą – czeka ją wszakże kolejna emocjonalna próba – umiera jej ukochany dziadek, były oficer tureckiego wywiadu. Islamska tradycja wymaga szybkiego pochówku, więc kobieta musi wybrać się w niespodziewaną podróż do Balikҫilar… I tam też rozgrywa się nowa misja Twojej bohaterki. Co stanowi właściwie motyw przewodni tej historii?

W Balikҫilar następuje w zasadzie tylko związanie akcji, która później przenosi się do Polski, a następnie do Berlina, w końcu na platformę wiertniczą. Pojawiają się też retrospekcje z przeszłości, z czasów, gdy Luta służyła w Afganistanie. W książce swoją mocną rolę ma też niezwykle ważny nowy bohater – Borys, jej przyjaciel i zarazem skrzydłowy z czasów wojaczki. Samym motywem jest natomiast stara dobra zemsta. Oczywiście nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać, bo w tej książce nic nie jest do końca takie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Postarałem się o to, żeby intryga nie była banalna, jak to bywa w przypadku, gdzie motywem jest zemsta. Wszystko zaś oczywiście się ze sobą splata w finale.

Sakramentalne pytanie wiąże się oczywiście z planami na przyszłość. Zdradź, proszę, nad czym obecnie pracuje Przemysław Piotrowski.

Nie ma szans. Nie zdradzę. Wystarczyć musi to, że już w marcu na półki trafi nowy tom serii z Igorem Brudnym. I to będzie takie swoiste nowe otwarcie. Wróci stary dobry Brudny, choć w zdecydowanie nowych okolicznościach przyrody. Tak książka jest już jednak skończona i mieli się w tym słynnym procesie wydawniczym. Kolejną właśnie zacząłem i wierzę, że fanów dobrej literatury gatunkowej nie zawiodę.

Przemysław Piotrowski – były dziennikarz sportowy, a potem śledczy w „Gazecie Lubuskiej”. Ukończył studia na Uniwersytecie Zielonogórskim, studiował również w Hiszpanii i USA. Jako pisarz debiutował w 2015 roku thrillerem historycznym „Kod Himmlera”, a następnie wykreował mroczny świat w sensacyjnej „Drodze do piekła”. Jest również autorem serii political fiction „Radykalni”. Świetnie przyjętym „Piętnem” rozpoczął serię książek o komisarzu Igorze Brudnym.

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img