Ludzkie demony i diabelskie namiętności w serialu „Domu grozy”

UDOSTĘPNIJ

Zło potrafi czaić się tuż za rogiem. Niektóre upiory władają masową wyobraźnią. Na przykład monstrum, które wywołuje naturalną odrazę. Człowieka przemieniającego się w wilka. Wampiryczne istoty i diabelsko kuszące czarownice. Charaktery obecne w serialu „Dom grozy” sprawiają niesłychanie realistyczne wrażenie. Wszakże niektóre z nich żywcem wyjęto z literackiej grozy.

„Penny Dreadful”, jak w oryginale nazywa się widowisko wyprodukowane przez stację Sky oraz Showtime odpowiadającą za emisję serialu, odsyła do nieco zapomnianego już dziś rodzaju opowieści, które publikowane w XIX wieku dały gruntowne podstawy do wykształcenia kultury popularnej. Również współczesnej, opartej przecież na seryjności i nieustannym podsycaniu zainteresowania odbiorców. Choćby grozą oraz niesamowitością. Filozoficznymi rozważaniami. Ale także perwersją. Gra kontrastów to zawsze sprawdzona metoda.

Tak też dawniej, proza zaklęta na papierze niskiej jakości, ozdobiona sensacyjnymi okładkami, przeznaczona dla masowego czytelnika epoki wiktoriańskiej karmiła zmysły wyobrażeniami historii kryminalnych, romansów, a także opowieści wypełnionych nadnaturalną aurą. Stąd też Penny – jako że koszt takiej lektury oscylował w okolicach symbolicznego pensa oraz dreadful – straszne, okropne, a więc odsyłające do tematyki zawartej na łamach części z takowych publikacji. Jak się okazuje, pomimo upływu stuleci, nieustannie aktualnej.

Nic wszakże dziwnego, skoro sam John Logan, pomysłodawca i jeden z głównych twórców serialowego „Penny Dreadful” przyznaje się do fascynacji podobnymi opowieściami. Inspiracje kulturowym dziedzictwem przejawiają się jednak w większej ilości dzieł. „Frankenstein” Mary Shelley, „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a, „Drakula” Brama Stokera to niejako organiczne tworzywo, literacka materia, na którą nałożono również stylistyczne filtry znane z filmów grozy wytwórni Universal. Tak przygotowana mozaika stanowi zachętę samą w sobie.

Magnetyzująca siła widowiska i bodaj największa, choć z pewnością nie jedyna wartość serialu to umiejętnie wykorzystanie literackich wzorców. Oto motywy wampiryczne, które łączą się z pragnieniem przezwyciężenia śmierci i ożywienia człowieka, zdolność likantropii oraz fatum ciążące na arystokratycznej familii. Osobliwe elementy składające się na nastrojowość grozy stanowią charakterystyczne wyróżniki, jednak fascynacja tematami wzrasta, gdy widzimy jak łączą się ze sobą poszczególne wątki. To już zaś zasługa uczestników całego spektaklu.

Bohaterowie widowiska są bowiem obdarowani nieprawdopodobnym potencjałem, który przejawia się w dwoistości natury. Centralną postacią jest niejaka Vanessa Ives, charakterna, równie piękna, co niebezpieczna spirytystka, której losy ściśle łączą się na początku z Sir Malcolmem Murrayem, dr Victorem Frankensteinem i Ethanem Chandlerem. Zespół silnych osobowości został zawiązany w celu odszukania porwanej córki arystokraty. Wampiry nie są bynajmniej wytworem chorej wyobraźni, a realnym zagrożeniem na mapie Londynu.

Fantastyczna, nomen omen, drużyna słusznie kojarzyć może się z konceptem „Ligi niezwykłych dżentelmenów” opracowanych w komiksie Alana Moore’a i Kevina O’Neila. Tutaj również jest nadzwyczajna chemia wytwarzająca się w relacjach pomiędzy postaciami. Każda z nich skrywa jednak tajemnicę. Zazwyczaj nadnaturalną, wiążącą się z przekleństwem, które daje jednak siłę i wyrazistość. Sugestywne przedstawienia nie są dziełem przypadku, jako że na obsadę serialu składają się naprawdę znaczące nazwiska.

Jest zatem Eva Green, która magnetyzuje enigmatycznymi spojrzeniami i wewnętrznym wigorem, stając się po trosze aniołem, po trosze demonem. Na scenie pojawia się Timothy Dalton, racjonalny, choć porywczy podróżnik odkupujący własne winy. Swoją obecność zaznacza również Josh Hartnett, gdy jako krewki rewolwerowiec zmaga się z niebezpieczeństwami nocy. Filozoficzna postawa cechuje zaś Harry’ego Treadawaya w laboratoryjnych przestrzeniach, w momencie zabawy w Stwórcę. Dandyzm i wyuzdanie odznacza zaś charakter Reeve’a Carney, wszakże to Dorian Gray, pragnący nieśmiertelności.

Zaskakującym i równocześnie godnym uwagi jest sposób skontrastowania poszczególnych bohaterów oraz umiejętnego rozwijania wątków z ich historii. Wszystko zabarwione fantastyczną aurą i awanturniczym charakterem funkcjonuje zaś na tle większych wydarzeń. Pierwszy sezon to zmagania z wampirzymi sługami księcia ciemności, drugi jest natomiast grą namiętności prowokowanych przez sabat czarownic. Gdzieś w oddali majaczy zaś zagrożenie, które skalą przywodzi niemal apokalipsę. Przynajmniej jeśli chodzi o utratę czystości dusz bohaterów. Książe Ciemności, brat Lucyfera, przygotował specjalny spektakl trzeciego sezonu…

Źródło zła nie jest jednak wcale takie oczywiste. Oczywiście, elementy fantastyki grozy są obecne, jak najbardziej realne, jednak znamienne, że każda z głównych postaci walczy równocześnie z wewnętrznymi demonami. Głosami podsycającymi zgubę widoczną w namiętnościach. Wiwisekcja ludzkiej jaźni doskonale współgra z czymś jeszcze. Wszakże pod wiktoriańskim gorsetem dobrych manier, konwenansów i pozorów swojego ujścia domagały się emocje. Nierzadko perwersyjne, dotyczące tak sfery erotyki, jak i śmierci. Owe poruszenia znajdują swoje realne odbicie w serialu, a ich zmaksymalizowana siła wiąże się z muzyką Abla Korzeniowskiego. Bezsprzecznie hipnotyzującej.

Diabelska zmysłowość jest zresztą esencjonalna dla całego „Penny Dreadful/Domu grozy”. To ludzkie demony, które siedzą w każdym z nas. Klątwy, obsesje, pożądania trapiące śmiertelników i nieboskie istoty. Magia zaklęta w literackiej grozie wybrzmiewa tutaj wyjątkowym echem. Takim, które budzi trwogę i niezmienną fascynację.

Nie sposób się nie skusić. 

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img