Nieoczywisty retro-kryminał – rozmowa z Łukaszem Kaszkowiakiem, autorem książki „Lupus”

UDOSTĘPNIJ

Łukasz Kaszkowiak to urodzony we Wrocławiu pasjonat kultur i języków romańskich. Z wykształcenia doktor socjologii, wykładowca akademicki, który interesuje się szeroko pojętą kulturą popularną. „Lupus” to dziecko tych fascynacji z posmakiem europejskiego komiksu oraz meta-powieści. W jaki sposób zdefiniować kryminał-retro? Co wspólnego z „Lupusem” ma Sherlock Holmes, Herkules Poirot oraz twórczość Raymonda Chandlera? O tym właśnie, między innymi, dowiecie się z lektury naszego wywiadu. Książka ukazała się za sprawą starań Wydawnictwa Lira.

Akcja powieści „Lupus” rozgrywa się w pewnym sensie poza czasem i pomiędzy miejscami. Co stanowi fundament Księstwa Lormont? Pytam w zarówno w odniesieniu do geografii, ale również specyficznej kultury, społecznej panoramy świata.

Większość polskich kryminałów, co zrozumiałe, jest osadzona w naszym kraju. Osobiście taki lokalizm nigdy mi nie odpowiadał. Jestem pasjonatem kultur i języków romańskich, więc przez jakiś czas rozważałem wybór jednego z tych krajów. Jednak osadzanie akcji w zupełnie innym państwie, kiedy miesza się w innym, to prosta droga do zrobienia z siebie durnia. Zdecydowałem się więc na stworzenie czegoś sztucznego, ale bliskiego rzeczywistości. Podobnie rzecz się miała z latami 80. XX wieku. Umieszczenie akcji w czasach przed komórkami jest wygodne. Poza tym potencjalni czytelnicy, którzy pamiętają tamte lata mają zupełnie nieśródziemnomorskie doświadczenia. Mogłem więc trochę się pobawić bez konieczności sprowadzania, na przykład, nowelizacji do francuskiego Kodeksu Karnego z lat 70. ubiegłego wieku.

Jak zatem dokładnie usytuować granice geograficzne, a co zatem idzie, również kontekst dla Twojej powieści „Lupus”?

Początkowo Lormont miało się mieścić na pograniczu germańsko-romańskim i być krajem podobnym do Lichtensteinu. Szukałem odpowiedniej nazwy, a te alzackie niezbyt mi się podobały. W końcu, po długim studiowaniu mapy, wybrałem miasteczko Lormont z departamentu Żyronda. Zadecydowało germańskie brzmienie, chociaż sama nazwa jest wybitnie odłacińska – Lormont od Laureomonte lub Laureamontus, od Mons Laureus, czyli Góra Wawrzynów albo Wzgórze Wawrzynowe. Akcje zaś przeniosłem pod granicę włoską, bo lepiej znam kulturę tego kraju. „Moje” Lormont bierze nazwę od nazwisko niemieckojęzycznego rycerza, co pozwoliło mi na zachowanie germańskiego rodowodu. 

W swojej powieści zdajesz się pytać o to, jak fikcja łączy się z realizmem.

Na Lormont przesłałem trochę z moich obsesji kinowo-literacko-kinowych. Nie znaczy to jednak, że Lormont jest zwykłym zmyśleniem. Fikcja na swoich sztucznych prawach odbija prawdziwy świat. To jest właśnie gwarant jej realizmu. Zbyt wielu pisarzy wywraca się na pragnieniu przeniesienia życia do literatury, która jest najbardziej sztuczną formą sztuki (współcześnie nie zwracamy na to uwagi, ale nie ma niczego naturalnego w symbolicznym zapisie języka w postaci testu). Nawet najbzdurniejsza historia pochodząca z danego kręgu kulturowego niesie w sobie jakąś prawdę o społeczeństwie, które takie głupoty tworzy; chciałem wyciągnąć tę prawdę i przenieść do własnej konstrukcji. Ona ożywia moją książkę. Przynajmniej taki był mój zamiar.

Można odnieść wrażenie, że „Lupus” to poza interesująco skrojoną intryga kryminalną, przede wszystkim meta-literacka gra. Niełatwo jest chociażby zaklasyfikować Twoją powieść w ramy konkretnego podgatunku kryminału. Kto powinien czuć się przede wszystkim zaproszony do wyprawy do Lormont?

Na podstawowym poziomie „Lupus” jest intrygą kryminalną inspirowaną pospołu Hammettem (czyli celowo odrzucam tu modyfikacje wprowadzone przez jego znacznie popularniejszego kontynuatora, Raymonda Chandlera) i generalnie powieści francuskiej. Od pierwszego zapożyczyłem sposób prowadzenia akcji, przede wszystkim ze wczesnych opowiadań o Agencji Kontynentalnej, a od Francuzów psychologizm, detal w tle społecznym, subiektywizm narracji, brak podporządkowania rzeczywistości jakiejś wizji moralnej, zainteresowanie językiem jako tworzywem i sztucznością samej struktury powieści. Zresztą, literatura włoska jest dość podobna do francuskiej, ale bez obsesji językowo-strukturalnych.

Wyjątkowo interesująca jest wymowa Twojej powieści.

„Lupus” miał pytać o związek czytelnika z tekstem, z tym jak go odczytuje, jak łapanie lub nie konwencji wpływa na percepcję powieści… Czytelnicy, którzy lubują się w tego typu zabawach są najbliżsi memu sercu. W końcu sam jestem jednym z nich! Zdaję jednak sobie sprawę, że większość odbiorców, z różnych powodów, takiej gry nie podejmie. Nic nie szkodzi. „Lupusa” można też czytać jak normalną powieść, a nawet historię „na wakacje”. Jeżeli ktoś szuka czegoś takiego, albo po prosu odskoczni od naszych skandynawsko-polskich klimatów, powinien dobrze się czuć pod palmami Lormont.

Jean Timpani, protagonista Twojej powieści, to tytułowy Lupus. Mężczyzna, który łączy w swojej pracy zarówno umiejętności i kompetencje detektywa, jak również policjanta, nie jest jednak ani jednym, ani drugim. Timpani to postać symboliczna. Czy to krewniak Herculesa Poirta o twarzy Belmondo? A może nieoczywista reinterpretacja Sherlocka Holmesa? Co stanowiło dla Ciebie wzorzec przy kreacji bohatera?

Fizycznie to Jean Reno. Duży mężczyzna o zmęczonej życiem twarzy, wysoki i trochę niezgrabny, jednocześnie męski i melancholijny. Tę dwoistość doskonalone wykorzystywał Luc Besson. Nie chciałem tworzyć kolejnego Supermana albo pijanej kopii Philipa Marlowe. Mój bohater miał być wrażliwy, nielubiany, z silnym poczuciem odmienności, ale jednocześnie mocny psychicznie i silny fizycznie. Chciałem postaci, która z jednej strony będzie przeżywać, że pani na poczcie była niemiła, a z drugiej być zdolna do rozbicia człowiekowi głowy młotkiem. Lupus musi mieć coś z brutala, jeżeli ma wykonywać swoją pracę. Jest wycofany, wytłumiony, na pewno nie nienawistny, a parę wypuszcza tylko wtedy, kiedy jest to koniecznie. Zamiast popadać w neurozę kanalizuje swoje skłonności w pozytywny (z puntu widzenia zawodu) sposób.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w czasie tworzenia „Lupusa”? Pytam zarówno w odniesieniu do samego warsztatu, kompozycji powieści, ale też budowania dramaturgii, wybranych scen i ich wymowy.

Największą radością było dociągnięcie całego przedsięwzięcia do końca. Brzmi dość banalnie, ale nigdy wcześniej nie napisałem kompletnej historii w tym rozmiarze.

Najważniejszym wyzywaniem było zmierzenie się z opisem bez bezpośrednich odwołań do zmysłu wzroku. Chciałem mieć prawdziwie literacką powieść, jak najdalej od kina i myślę, że chyba zrealizowałem mój zamysł. Odejście od wzroku daje naprawdę duże możliwości. Zwłaszcza, że drugim zamierzeniem był subiektywizm narracji. Szczery myopic, świat z perspektywy postaci o niepełnej, ułomnej percepcji, naginającej poznanie do struktury własnego umysłu, a jednocześnie przekonanej o obiektywnym charakterze swoich przekonań (czyli tak jak robimy to w prawdziwym życiu). Dzięki temu mogłem też zbudować unikatowy styl dla każdej z przedstawianej perspektyw, który został skomponowany w ramach całej powieści.

Czy bym coś poprawił? Ja cały czas chcę wszystko poprawiać. Wszystko przenosi mi naukę, którą się wykorzystywać w praktyce.

Nad czym obecnie pracuje Łukasz Kaszkowiak?

Moja obecnie pisana powieść jest kryminałem bez meta-pretensji i, o zgrozo, osadziłem ją Polsce. Chciałem jednak zachować wszystkie doświadczenia z „Lupusa” i wszystko, co wiem o specyfice literatury romańskiej. Nie po to, żeby tworzyć podróbkę powieści francuskiej albo włoskiej, tylko żeby wynieść z tego naukę jak możemy opisywać własne podwórko (i w miarę możliwości bez wad zapożyczenia). Jest to więc klasyczna powieść, ale programowo antygermańska (dla doprecyzowania – antygermańska w sensie literackim, nie jakiegoś resentymentu), bo właśnie te kultury, niemiecka, anglosaska, szwedzka, niderlandzka, mają obecnie największy wpływ na polską kulturę. A ja chcę inaczej.

Zdradź, proszę, zatem, coś więcej na temat fabuły, a może przede wszystkim – bohaterów.

Przy Niderlandach będąc, czyli po prostu Holandii, moja obecnie pisana powieść ma z tym państwem wiele wspólnego. Główna bohaterka, Eva Vogel, Polka pochodzenia holenderskiego (raczej odległego w czasie) ma obsesję na punkcie kraju przodków. Poza tym, jest piękna, elegancka, wykształcona, oczytana i obdarzona znacznym temperamentem erotycznym. Jednocześnie jest zarozumiała, nawet opryskliwa, hermetyczna, z bardzo nietypową seksualnością i wyraźnymi zaburzeniami na tle autystycznym. Bardzo poważnie podchodzę do poruszanej problematyki, dlatego kreując taką postać czytam opracowania na temat autyzmu kobiecego, innego niż męski, żeby nie popadać w stereotypy lub nie tworzyć typowego dla niektórych współczesnych przedstawień autyzmu jako czegoś w rodzaju supermocy. Podobnie jak Jean Timpani, Eva też ma kłopotliwą relację z ludźmi, jednak w jej wypadku są one dużo trudniejsze, a jej status jako detektywa niepewny.

Charakterna, chyba również moralnie niejednoznaczna postać?

Postać tego rodzaju to interesujące wyzwanie, bo jak napisać przesłuchanie prowadzone przez osobę, która ma tendencję do dosłownego odczytywania wypowiedzi? Jak może unikać manipulacji, jeżeli ma kłopot z odczytywaniem emocji? Jak może planować śledztwo, skoro ma tendencję do sztywnego myślenia i pomijania nieracjonalnych ludzkich motywacji? To problemy ciekawe poza samą intrygą kryminalną i chciałbym, żeby czytelnicy też się nad nimi pochylili. Nie tylko w kontekście samego autyzmu, ale szerzej, tego jak codziennie budujemy nasze relacje z innymi; nasze myśli, emocje i percepcja drugiego człowieka ma głębokie zakorzenienie w pracy mózgu, który tworzy ramy dla umysłu, lecz to kultura i indywidualna biografia nadaje kształt temu, kim jesteśmy. Spojrzeć do wnętrza kogoś naprawdę innego, to lepiej zrozumieć swoje własne ukształtowanie.

A co z fabułą?

Jeżeli chodzi o samą intrygę, chciałem zredukować do minimum fizyczną przemoc. Nie dlatego, że boję się tej tematyki, ale Eva, w przeciwieństwie do Jeana, nie nadaje się do walki na pięści. Zamiast tego mamy kradzież dziwnego przedmiotu i bardziej subtelne podejście do samego śledztwa. Jest też trochę odniesień do Rzeczpospolitej okresu rozbiorów.

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img