„Rok zmian” – przeczytajcie specjalny fragment nowego thrillera Mieczysława Gorzki

UDOSTĘPNIJ

Mieczysław Gorzka, autor bestsellerowych kryminałów, powraca z zupełnie nową powieścią! „Rok zmian” to thriller o granicach dobra i zła, życiowych wyborach i konsekwencjach impulsów. Trzech mężczyzn, trzy historie i jeden moment, który wszystko odmienia… Przeczytajcie specjalny fragment książki, która ukaże się już 26 listopada nakładem Wydawnictwa Czarna Owca.

Sukces, popularność, wolność.

Przekaz od wszechświata czy samospełniające się proroctwo?

Pod wpływem noworocznej wróżby zgorzkniały architekt Remigiusz Stańczyk postanawia radykalnie zmienić swoje życie. Od tej chwili znajomą i nudną rutynę zastępuje chaos, a wszystko zaczyna się sypać.

Komisarz Dariusz Pikul prowadzi śledztwo w sprawie zaginionej kobiety, a jego osobiste życie staje na głowie, gdy w mieszkaniu zjawia się nigdy wcześniej niewidziana dorosła córka. Od tej pory nic już nie będzie takie samo.

Psycholog Albert Turecki mieszka z zaborczą matką, która nie pozwala mu normalnie żyć. Jego jedynym ratunkiem staje się ucieczka do świata brutalnych fantazji. Kiedy wreszcie podejmuje próbę wyrwania się spod kontroli, traci nad sobą panowanie i budzi swoją mroczną naturę.

To rok zmian. Czas, w którym upadają wypracowane schematy, a życie ulega przewartościowaniu. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zapobiec nadchodzącej katastrofie. A kiedy Stańczyk, Pikul i Turecki spotkają się twarzą w twarz, musi dojść do tragedii.

Zadzwonił do podkomisarza Fijasa, kiedy już wsiadł do samochodu zaparkowanego na chodniku.

– Wierzę jej – relacjonował rozmowę. – Tylko mamy problem, bo ona nie ma pojęcia, jakie to było auto. Jakieś było, ale wiesz, jak to kobieta, na samochodach się nie zna.

– To co robimy?

– Wyślij wieczorem do niej do domu naszego grafika z katalogiem starych aut. Może do czegoś dojdą.

– W porządku. A ty co teraz masz w planach?

– Jadę do jasnowidza, a potem do domu, bo sobie spodnie upierdoliłem keczupem.

– Do jasnowidza! – prychnął Fijas. – Znasz ten dowcip o jasnowidzu?

– Pewnie znam, ale opowiadaj.

– Facet puka do drzwi jasnowidza i słyszy pytanie: Kto tam? Po czym odwraca się i odchodzi, mamrocząc pod nosem: Na cholerę mi taki jasnowidz?

– Taaa… – Pikul nawet się nie uśmiechnął. – Mam podobne zdanie, ale polecenie szefa to rozkaz.

– A głupiego szefa? – wpadł mu w słowo Andrzej.

– Też rozkaz, co najwyżej głupi. Idziesz wieczorem na drinka?

– Stary, dzisiaj jest poniedziałek! – wykrzyknął Fijas. – Żona by mi zrobiła eksmisję z domu.

– Po co ci taka żona?

– Weź się odwal, dobrze? Cwaniaczek kawaler się znalazł. Zapytaj lepiej tego jasnowidza, czy jeszcze jakaś kobieta na ciebie spojrzy, zanim sobie nie przyszyjesz ucha i nie zoperujesz blizny na facjacie.

– Dobra już – przerwał Pikul. – Przejrzyjcie jeszcze raz zapisy z kamer monitoringu miejskiego na skrzyżowaniu alei Wielkiej Wyspy z Dembowskiego. Jeśli ten samochód się tam dłużej kręcił, może sami go rozpoznamy.

– Dobrze, na razie!

Podkomisarz Fijas się rozłączył, a Dariusz uruchomił silnik w aucie.

Naprawdę jechał do jasnowidza. Jacek Markowski niegdyś był księdzem, a teraz można go było nazwać ekscentrykiem. Prowadził w Śródmieściu gabinet, który sam nazywał Gabinetem Przepowiadania Przyszłości i Jasnowidzenia. Kantował w nim naiwnych klientów na niezłą kasę, ale nic mu nie można było zrobić. Interes był w pełni legalny, przewaga klientów zadowolonych nad rozczarowanymi, opłaty w dowolnej wysokości tylko w przypadku dobrych przepowiedni i trafnych jasnowidzeń, zero skarg. No i od pewnego czasu regularna współpraca z policją, głównie w sprawach o zaginięcie.Zupełnie za darmo i z sukcesami. Chociaż Dariusz uważał, że facet był po prostu genialnym manipulantem i tak sprawnie nawijał klientom makaron na uszy, iż w końcu zaczynali wierzyć we wszystko, co im mówił. Markowski miał doświadczenie z czasów, kiedy jeszcze nosił sutannę. W tym zawodzie sztukę manipulacji można było  rozwinąć do poziomu arcymistrzowskiego. Takie przynajmniej było zdanie komisarza Dariusza Pikula.

Wspinał się teraz po skrzypiących schodach na drugie piętro starej kamienicy w małej uliczce odchodzącej w bok od Wyszyńskiego. Stanął przed masywnymi drewnianymi drzwiami bez żadnych oznaczeń i zadzwonił. Ten biznes wymagał spokoju i dyskrecji, dlatego nie było żadnych reklam ani tabliczek z godzinami przyjęć. Kto miał tu trafić, ten zazwyczaj trafiał bez problemów.

Pikul nagle pomyślał, że jak usłyszy pytanie „Kto tam?”, to odwraca się na pięcie i odchodzi. Dopiero teraz dowcip Fijasa go rozbawił i aż parsknął śmiechem. Na szczęście pytanie nie padło, w przeciwnym razie udusiłby się ze śmiechu. Kiedy drzwi się uchyliły, wciąż miał rogala na twarzy. Z trudem przywołał na swoje sfatygowane oblicze pozory powagi.

Jasnowidz był mężczyzną zaskakująco niskim. Miał może metr sześćdziesiąt wzrostu, był łysy, miał pomarszczoną twarz starego człowieka, ale trudno było określić jego wiek. Równie dobrze mógł mieć sześćdziesiąt, jak i osiemdziesiąt lat. Ubrany był w dres jak Ferdynand Kiepski, w kąciku ust tkwił palący się papieros w szklanej lufce, która przybrała kolor ciemnobrązowy od osiadających w niej substancji smolistych.

– Czekałem na ciebie – rzucił Markowski, odwrócił się na pięcie i pomaszerował do pokoju za kotarą.

Dariuszowi uśmiech zszedł z twarzy. Spodziewał się. Jasnowidz – niech go szlag trafi, myślałby kto. On nie wierzył w takie bajki, ale rozumiał swojego szefa. Musiał wykonać działania wyprzedzające, informując opinię publiczną o udziale w poszukiwaniach jasnowidza, zanim pojawi się stu innych samozwańczych jasnowidzów, wskazujących sto różnych miejsc, gdzie może znajdować się teraz Katarzyna Jaworska. A każde trzeba by było sprawdzić.

Nie cierpiał papierosów, a w mieszkaniu jasnowidza można było siekierę powiesić. Aż poczuł łzawienie oczu. Po drodze zajrzał do kuchni. W zlewie piętrzyła się góra brudnych naczyń, a na kuchence gazowej, osmalonej i czarnej, jakby niedawno znajdowała się w epicentrum pożaru, stał stary żeliwny czajnik z charakterystycznym, fantazyjnie zawiniętym dzióbkiem. Coś takiego można było teraz kupić tylko na targu staroci.

Nie ociągając się dłużej, wszedł do gabinetu Markowskiego. Były ksiądz siedział wygodnie w fotelu, palił nowego papierosa. Przed nim stał mały stolik z porysowaną politurą, a na nim leżały paczka fajek, zapalniczka i popielniczka. Żadnej szklanej kuli. Najwyraźniej jasnowidz stosował bardziej nowoczesne metody przepowiadania przyszłości. Wskazał policjantowi niewygodny stołek po drugiej stronie stolika, poczekał, aż Pikul się do niego dopasuje, i zapytał:

– Porwano ją z parku, tak?

Komisarz potwierdził.

– Była z koleżanką, prawda?

Dariusz się zawahał. Ten fakt nie był podany do publicznej wiadomości. Może naczelnik mu powiedział, kiedy umawiał spotkanie? Niechętnie potwierdził.

– No to daj mi wreszcie jej zdjęcie – zniecierpliwił się Markowski.

Pikul sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnął z niej złożony na czworo kolorowy skan fotografii z dowodu osobistego Jaworskiej. Przesunął go po blacie w kierunku jasnowidza. Stary zaciągnął się papierosem, przymknął oczy, a kiedy je otworzył, spojrzał zirytowany na Dariusza.

– A co ty tu jeszcze robisz? Możesz już iść. Odezwę się, jak będę miał wizję.

Pikul już widział, jak po jego wyjściu hochsztapler odpala komputer, w wyszukiwarce wpisuje nazwisko zaginionej i czyta wszystkie artykuły, które mu się wyświetlą, a potem zastanawia się, jaki bajer wcisnąć śledczym. Odezwał się w nim wieczny oportunista.

– Może chociaż kilka słów w ramach dobrej współpracy – powiedział, nie ruszając się z miejsca.

Nie mógł się przy tym powstrzymać od kpiącego uśmiechu. Jasnowidz musiał być przyzwyczajony do takich demonstracji sceptycyzmu, bo nie drgnął mu nawet jeden mięsień na pomarszczonej twarzy. Zaciągnął się głęboko papierosem, przymknął oczy i wypuścił dym ku górze, odchylając przy tym głowę. Potem nagle nachylił się nad stolikiem i dotknął zdjęcia, nie rozkładając go i nie patrząc.

Milczał, więc policjant też nic nie mówił, tylko czekał. Najlepiej na coś, co skompromituje fałszywego przepowiadacza przyszłości, podobno widzącego rzeczy dla innych niewidzialne. Markowski tymczasem wypalił papierosa do końca i ze stoickim spokojem sięgnął do paczki po następnego. Kiedy wkładał go do lufki, nagle przemówił:

– Ona jest teraz w ciemnym miejscu, jest jej zimno i jest przerażona.

Dariusz omal nie prychnął pogardliwie. Takie wizje to on już miał wielokrotnie w ciągu dwóch tygodni poszukiwań, choć jasnowidzem nie był.

– Czy to piwnica? – zapytał, z trudem nad sobą panując.

– Tak, ale nie taka zwykła piwnica. – Jasnowidz znowu przymknął oczy.

No pewnie – pomyślał komisarz. – Kto by trzymał porwaną kobietę w zwykłej piwnicy?

– To może nie być piwnica – mówił tymczasem Markowski, dzwoniąc szklaną lufką o pożółkłe zęby. – To pomieszczenie jest czyste, nie ma w nim wilgoci, to może być garaż. Ale nie! Czuję, że jest pod powierzchnią ziemi, więc to może być jednak piwnica.

– Rewelacja – burknął. – Może chociaż jakiś kierunek?

Markowski sięgnął po zdjęcie, jakby nie słyszał jego pytania, i dopiero teraz na nie spojrzał. Jego brwi się zetknęły, a ręka z papierosem zaczęła nieznacznie podrygiwać.

– Ona żyje, ale… – Zamilkł, jakby głos uwiązł mu w gardle. – Jest bardzo słaba i… Tak, widzę to wyraźnie. Ona wkrótce umrze. Może nawet jeszcze tej nocy.

Cholerny mistrz manipulacji i socjotechniki. Powiedział to w taki sposób, że policjant mimowolnie poczuł na plecach delikatny dreszcz niepokoju. Zacisnął szczęki zły na siebie za tę reakcję. Był też zły na Markowskiego. Nie wierzył w jego zdolności, a mówienie czegoś takiego było podłe i brutalne. Nic jednak nie powiedział. Wstał i skierował się do wyjścia.

Markowski poszedł za nim w chmurze tytoniowego dymu. Pikul czuł, że zdążył przesiąknąć tym smrodem i teraz dokądkolwiek pójdzie, będzie śmierdział papierochami.

– Poczekaj chwilę! – Jasnowidz zatrzymał go w drzwiach.

Dariusz przewrócił oczami. Starzec miał dziwny wyraz na twarzy, jakby stał teraz przed nim, a równocześnie widział rzeczy oddalone o setki kilometrów.

– Ona jest bardzo blisko – powiedział.

– Jak blisko?

– Tego nie wiem – żachnął się Markowski. – Mam na myśli, że ona jest blisko ciebie.

– Prowadzę śledztwo w sprawie jej zaginięcia, to chyba normalne?

– Nie o to mi chodzi! Ona jest blisko ciebie, ale tak… inaczej blisko. W innym sensie niż że gdzieś obok. Ona jest blisko inaczej.

Policjant westchnął i pokiwał tylko głową. Blisko inaczej, tak samo jak ten naciągacz był jasnowidzem inaczej. Nic głupszego nie można było wymyślić. Szczególnie żeby oszukać takiego starego policyjnego wyjadacza jak on.

– No dobra, zadzwoń do mojego szefa, jeśli zobaczysz coś wyraźniej – powiedział szorstko i uścisnął staremu dłoń na pożegnanie.

Jasnowidz drgnął gwałtownie i przytrzymał jego rękę. Teraz patrzył na Darka szeroko otwartymi oczami. W jego oczach błyszczało przerażenie.

– Widziałem coś!

– Co widziałeś? – Pikul bezskutecznie starał się wyswobodzić dłoń z jego uścisku.

Palce jasnowidza zmieniły się w imadło.

– Widziałem dwa pistolety. To były bardzo złe pistolety, wokoło pełno było złych słów niosących złe emocje. Te pistolety były wycelowane w ciebie.

– Jezu, co to za bzdury? – Komisarz wreszcie nie wytrzymał.

– To nie bzdury! – zapewnił stary. – Uważaj na siebie. To jeszcze nie teraz, jeszcze długo, ale uważaj na siebie.

Pikul wreszcie wyszarpnął dłoń, bez słowa zatrzasnął za sobą drzwi i zbiegł po schodach, jakby ostatnie słowa jasnowidza go goniły. Kiedy wyszedł i w twarz uderzył go porywisty wiatr, poczuł ulgę i odetchnął głęboko. Cholerny stary iluzjonista! Nawet nie zauważył, kiedy stał się obiektem manipulacji. Markowski rozegrał go, jak chciał. Teraz już rozumiał, dlaczego ludzie mu płacą i jeszcze dziękują.

Poszedł w kierunku samochodu, lecz ciągle nie mógł pozbyć się męczącego niepokoju.

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img