„Nasze królestwo” to absolutnie wyjątkowy film, która wyrasta ponad schematy, jakie znamy z klasycznych opowieściach o mafii. Bo zamiast glorii, przemocy i blichtru, reżyser serwuje nam opowieść o korzeniach, dziedzictwie i ciężarze przynależności. Nie jest to bynajmniej kolejna opowieść o gangsterskich porachunkach, ale głęboka, psychologiczna analiza relacji rodzinnych w cieniu zbrodni. „Nasze królestwo” w polskich kinach jest wyświetlane za sprawą starań dystrybutora Aurora Films.

Fabularny debiut Juliena Colonny poraża swoim surowym autentyzmem i znakomitymi, zniuansowanymi rolami. Pochodzącemu z Korsyki reżyserowi udało się zachować niezwykły balans pomiędzy trzymającym w napięciu kryminałem, skupionym wokół tematu zorganizowanej przestępczości, a intymnym portretem rozwijającej się relacji ojca i córki.
Rodzinny dramat w mafijnym cieniu – „Nasze królestwo”
Akcja rozgrywa się na Korsyce w 1995 roku. Piętnastoletnia Lesia (w tej roli niesamowicie naturalna Ghjuvanna Benedetti) planuje beztroskie wakacje, ale jej świat rozpada się na kawałki, gdy zostaje uprowadzona i zabrana do willi, gdzie ukrywa się jej ojciec, Pierre-Paul (charyzmatyczny Saveriu Santucci). Mężczyzna, uznawany za ważną postać w lokalnym półświatku, stał się celem zamachu. Z perspektywy Lesi widzimy, jak rozpadają się jej dotychczasowe wyobrażenia o ojcu i rodzinie. Odkrywa, że osobliwe królestwo, w którym żyje, jest tak naprawdę złowrogim więzieniem, gdzie zbrodnia jest chlebem powszednim, a lojalność wykuwa się w ogniu vendetty…

Wzorzec gatunkowego kina
Reżyser w swojej fabule zręcznie unika prostych rozwiązań, skupiając się na cichych interakcjach, niedopowiedzeniach i emocjonalnej walce. Relacja ojca oraz córki to serce filmu, które bije w nierównym, niepokojącym rytmie. Lesia, z początku przerażona i zagubiona, zaczyna powoli poznawać ojca na nowo – nie jako potwora czy bohatera, ale jako skomplikowanego, pełnego bólu człowieka, który, pomimo wszystko, darzy ją głębokim uczuciem.
Poetycki brutalizm, a więc prawda o gangsterskiej rzeczywistości
To, co najbardziej uderza w „Nasze królestwo”, to kontrast między pięknem korsykańskiego krajobrazu a brutalnością przedstawionej rzeczywistości. Słońce, lazurowe morze i zielone wzgórza stanowią tło dla ucieczki, zdrad i strachu. Reżyser, zamiast pławić się w estetyce przemocy, używa jej jako narzędzia do ukazania konsekwencji. Każdy strzał, każdy akt okrucieństwa, ma swoje źródło w historii, w rodzinnych waśniach i w przekazywanym z pokolenia na pokolenie dziedzictwie nienawiści.

Hipnotyzujące postacie – emocjonalny moralitet
Aktorstwo jest bezbłędne. Debiutująca Ghjuvanna Benedetti jest objawieniem – jej spojrzenia, pełne strachu, ciekawości i rosnącego zrozumienia, są w stanie opowiedzieć więcej niż niejeden dialog. Z kolei Saveriu Santucci, jako Pierre-Paul, tworzy postać, która jest jednocześnie twarda i krucha, bezwzględna i pełna ojcowskiej miłości. To w tej dwójce tkwi cała siła filmu, to oni sprawiają, że historia staje się uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu prawdy o sobie, a także swoich bliskich.
„Nasze królestwo” to kino, które łamie gatunkowe konwencje, by opowiedzieć intymną, poruszającą historię. To film o mafii, ale przede wszystkim o rodzinie, wyborach i cenie, jaką płaci się za dziedzictwo. Julien Colonna stworzył dzieło, które, podobnie jak jego bohaterowie, nie pozwala o sobie zapomnieć. To psychologiczny dramat w gangsterskich dekoracjach, który zasługuje na miano jednego z najważniejszych filmów tego roku.