„Podążam za tym, co mi w duszy gra…” – wywiad z Martą Kisiel, autorką komedii kryminalnych z Tereską Trawną

UDOSTĘPNIJ

Zawsze gotowa do twórczych wyzwań, Marta Kisiel od lat zachwyca czytelników swoimi fantastycznymi, nomen omen, opowieściami. Na swoim koncie ma kilkanaście utworów, m.in. ukochane przez czytelników cykle Dożywocie oraz Małe Licho, jak również komedie kryminalne Dywan z wkładką (2021) i Efekt pandy (2021), a także Zawsze coś (2023). Marta Kisiel w niezwykły sposób łączy kryminał z komedią, tworząc w ten sposób unikalny, zróżnicowany styl opowieści. Jak autorka łączy te z pozoru odległe gatunki? Co stanowi wyzwanie, a co przynosi satysfakcję? Czym jest dla niej filozofia pisania?

Zapraszamy do rozmowy o warsztacie, inspiracjach i o tym, jak wpleść w kryminalną intrygę odrobinę obyczajowej refleksji i humorystycznych tonacji. Książki Marty Kisiel ukazują się nakładem Wydawnictwa Mięta.

fot. Wojtek Biały

Marta Kisiel: Właściwie wszystkie Twoje książki, nie tylko historie o Teresce Trawnej, odznaczają się niezwykłym, rozpoznawalnym stylem. Obyczajowa proza życia łączy się z komedią pomyłek i zbrodniami, choć najczęściej popełnionymi w białych rękawiczkach. W jaki sposób udaje Ci się osiągnąć taką równowagę?

Marta Kisiel: Całe to moje pisanie wynika z naturalnego podejścia i poczucia humoru. Z elementami świadomego planowania, rzecz jasna, bez tego daleko bym nie zaszła, ale zawsze podążam za tym, co mi w duszy gra i buczy. A gra mi i buczy kilka konwencji, przede wszystkim ta humorystyczna, trochę prześmiewcza, trochę czuła…

Jako pisarka i tłumaczka, z wykształcenia polonistka, posiadasz z pewnością unikalną perspektywę na język. Czy warsztat filologiczny pomaga Ci w budowaniu tak złożonych i dowcipnych dialogów? A może raczej przeszkadza – i chcesz uciec od polonistycznego zadęcia.

Och, zdecydowanie chcę! Nie żeby mi się kiedykolwiek udzieliło, wprost przeciwnie, broniłam się i bronię nadal przed zadęciem rękami i nogami. Studia polonistyczne nauczyły mnie paru przydatnych rzeczy, ale warsztat pisarski w żadnym razie nie był jedną z nich. Więc jeśli ktoś planuje wybrać się na polonistykę, żeby zostać pisarką czy pisarzem, to namawiałabym do przemyślenia sprawy.

Nie da się jednak ukryć, że filozofię pracy masz bardzo unikalną!

Warsztat, którym dysponuję, wyrósł przede wszystkim z różnorodnych doświadczeń – na pierwszym miejscu czytelniczych, ale też translatorskich, bo przekładanie cudzych historii pisanych cudzym stylem pozwala się dobrze im przyjrzeć od środka, daje sposobność do zastanowienia, co zrobić i jak, żeby ten cudzy zamysł oddać jak najtrafniej. A do tego dochodzą teksty własne, bo nie da się wypracować warsztatu, nie pisząc, chociaż czasem chciałoby się inaczej. No i współpracując z redaktorem, który czasem pacnie osobę autorską po łapkach, że nie, tak nie piszemy, tak nie konstruujemy scen, nie zostawiamy takich dziur w fabule, bo to brzydko i trochę siara na dzielni…

A mój stosunek do języka, stylu, do tego, co można z językiem zrobić, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo, najlepiej oddaje moja ulubiona metafora, którą posługuję się na spotkaniach z młodszymi czytelnikami, czyli: język jest jak klocki Lego. Na początku dostajesz zestaw typu Duplo – duże, kolorowe klocki, z których da się złożyć pociąg albo domek, niewiele poza tym. Nie potrzebujesz nawet instrukcji, wystarczy spojrzeć na pudełko i już wiesz, który klocek gdzie ma swoje miejsce. Potem przychodzi czas na mniejsze klocki i bardziej skomplikowane budowle. Uczysz się czytać instrukcję, liczyć te oczka na płytkach, żeby postawić ścianę we właściwym miejscu i uniknąć katastrofy. Budujesz tak według instrukcji jeden zestaw, potem drugi, piąty, piętnasty. Aż pewnego dnia masz… serdecznie dość.

Frustracja spowodowana przez rutynę…?

Tak! No bo ile razy można budować ten sam domek, ten sam pojazd, ten sam zamek, tego samego rycerza? Więc masz dość ogranych zestawów – ale masz też przecież od groma klocków, zbieranych przez lata! We wszelkich kształtach, rozmiarach, kolorach, od rycerzy, aż po kosmitów. Czemu więc nie zbudować z nich czegoś swojego? Nowego? Niepowtarzalnego? I właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.

A teraz podstaw sobie słowa w miejsce klocków oraz zasady rządzące językiem w miejsce instrukcji i zobaczysz jak na dłoni dwie rzeczy: jak bardzo prawdziwa jest to metafora i jak bardzo ja jestem dzieckiem klocków Lego.

Metafora, to znaczy instrukcja, wydaje się czytelna! Powiedz zatem, proszę, jakie są Twoim zdaniem największe wyzwania w łączeniu tych dwóch, pozornie sprzecznych, gatunków? To znaczy – komedii i kryminału.

Z mojej perspektywy wyzwania są dwa. O ile kryminał może przebierać w zbrodniach jak w ulęgałkach, o tyle komedia kryminalna ma do dyspozycji o wiele węższy repertuar. Krótko mówiąc, nie każde przestępstwo zagra jako kręgosłup fabuły w tekście, którego istotną składową jest humor.

A poza tym wielu czytelników zwyczajnie nie przepada za miksami gatunkowymi. Sięgają po historie czyste, jednoznaczne gatunkowo, czyli jak zbrodnia, to na poważnie i krwawo, a nie komediowo. Trzeba się o wiele bardziej nabiedzić, żeby ich przekonać do sięgnięcia po komedię kryminalną. Za to jaka słodka satysfakcja, gdy to się uda!

Fot. Wojtek Biały

No właśnie, porozmawiajmy o istocie rzeczy! Zbrodnie w Twoich książkach często wywodzą się z głęboko zakorzenionych konfliktów międzyludzkich, są „obyczajowe” w swej podstawie. Choć nie tylko, bo życiem często rządzi przypadek… Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia właśnie takich motywacji przestępców?

Wychodzę z prostego założenia, że motywacją każdego konfliktu interesów, czy to o charakterze kryminalnym, czy też niekoniecznie, są ludzie i ich natura. Do zbrodni zwykle pcha nas przecież gniew, chciwość czy pragnienie zemsty — to klasyczny zestaw motywów, osadzonych mocno w istocie człowieczeństwa, w naszych słabościach. A zatem każda historia opiera się na obyczajowym, ludzkim fundamencie, pytanie tylko brzmi: na ile chcemy go wyeksponować? Osobiście bardzo lubię wgryzać się w międzyludzkie tarcia, w skrywane motywacje, traumy, nawyki i inne niewidzialne sznureczki, które sterują naszymi reakcjami i uczynkami. Ludzie z ich słabościami są fascynujący.

Zamknięte, małe społeczności, rodzinny mikroświat – taki jak ten, w którym żyje Tereska Trawna, są dla Ciebie chyba idealną przestrzenią do zaaranżowania historii. W jaki sposób budujesz swoje literackie światy? Co jest tym fabularnym kluczem?

Zawsze szukam konfliktu. Konflikt inicjuje i napędza fabułę, a do tego pozwala ładnie zbudować postacie, i te główne, i poboczne. To może być coś większego kalibru, a może być też starannie pielęgnowana złość o to, kto kogo podsiadł na przedstawieniu kukiełkowym w przedszkolu w 1975 roku… Krzywdy rzeczywiste i krzywdy absurdalne, wręcz wydumane, pierdoły, o których nikt już dawno nie pamięta, a jednak komuś nie dają spokoju niczym drzazga pod paznokciem. I tak sobie dokładam, warstwa po warstwie.

Bohaterowie Twoich książek są niezwykle barwni i prawdziwi, właśnie za sprawą ich wad oraz zalet. Czy masz swoją ulubioną postać z cyklu o Teresce Trawnej, z którą czujesz się szczególnie związana?

To zabrzmi nieco przerażająco, ale z biegiem lat odkrywam w sobie coraz więcej Tereski… i może na tym poprzestańmy, dla mojego własnego dobra. A bohater musi być przede wszystkim jakiś. Głośny. Marudny. Natrętny. Spłoszony, do wyboru, do koloru. Musi mieć choć jedną wyrazistą cechę, która go wyróżni spośród całej reszty, pozwoli mu zapaść na zawsze w czytelniczą pamięć. Najgorzej, gdy bohaterowie zlewają się w jedno, a czytelnik odróżnia ich co najwyżej po imieniu. Albo po kolorze mokasynów. Brrr…

Cykl o Teresce Trawnej zyskał ogromną popularność, aktualnie zamykając się w trzech tomach. Czy mogłabyś powiedzieć, jak ewoluowała koncepcja serii na przestrzeni kolejnych tomów? I co stanowiło właściwy impuls do stworzenia opowieści?

Śmiało zakładasz, że tam była jakaś koncepcja…

Zaczęło się od pandemii i lockdownu. Byłam straszliwie przebodźcowana, bez skrawka własnej przestrzeni, żeby podładować baterie po nieustannej interakcji z bardzo intensywnym czterolatkiem, nie mówiąc już o całej reszcie rodziny. Miałam wtedy pisać zupełnie inną książkę, o wiele cięższą gatunkowo, bo horror, ale dość rozsądnie doszłam do wniosku, że jeśli wsiąknę teraz w taki klimat, to będą o nas mówić w wiadomościach… I wtedy objawiła mi się Tereska, cała na biało. Lekkość tej historii, jej humor i tempo, jak również kolejne wybuchy temperamentu Tereski, która nie musiała się hamować, wprost przeciwnie, pozwoliły mi rozładować nagromadzone napięcie. No i sprawiły, że doskonale się bawiłam przy pisaniu. A potem, jak to już u mnie bywa, przyszedł mi do głowy pomysł na kolejną historię. I jeszcze jedną. I może jeszcze tak ze dwie…

Czy był moment, w którym poczułaś, że cykl o Teresce Trawnej „kliknął” z czytelnikami? Czy opinie fanów mają wpływ na dalsze plany twórcze i kierunki rozwoju bohaterów? Innymi słowy, czy czytelnicy w jakimś sensie współtworzą ten świat?

Nie tyle poczułam, ile zobaczyłam na własne oczy — Dywan z wkładką na czwartym miejscu topki kryminalnej. Nie chciało do mnie dotrzeć, co ja właściwie widzę. Tereska weszła na rynek z prawdziwym impetem. Jak to Tereska, chciałoby się dodać.

Natomiast co do czytelników… Oczywiście śledzę uważnie, jak przyjmują moje książki, widzę komentarze, w których dopytują o swoich ulubieńców, ale gdybym miała uwzględniać ich głosy, opinie i pragnienia, pewnie do końca życia pisałabym tylko Dożywocie, co skończyłoby się podobnie jak próby pisania horroru w czasie lockdownu. Więc nie. Kocham moich czytelników, ale piszę to, co mi w duszy gra, a jedynymi osobami, których zdanie w tej kwestii biorę pod uwagę, są moje wydawczynie.

Sakramentalne pytanie, czyli o tym, co będzie! Patrząc w przyszłość, czy posiadasz już w głowie kolejne pomysły na kryminalne (lub obyczajowe) intrygi, które mogłyby pojawić się nakładem Wydawnictwa Mięta? Czy są jakieś gatunki, które chciałabyś jeszcze eksplorować?

Już niedługo nakładem Mięty ukaże się moja nowa książka — coś zupełnie nowego i gatunkowo, i tematycznie, więc tak, jak najbardziej zamierzam eksplorować nowe terytoria. Obecnie dumam intensywnie nad trzecim tomem cyklu Autokorekta, który będzie nosił jakże wdzięczny tytuł Raptem zwłoki. A po nim prawdopodobnie zasiądę do czwartej już Tereski. Bo nie ukrywam, stęskniłam się za tą temperamentną księgową.

Fot. Wojtek Biały

Marta Kisiel – pisarka i tłumaczka, z wykształcenia polonistka. Debiutowała w 2006 roku na łamach internetowego magazynu „Fahrenheit” opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna. Członkini grupy Fantastic Women Writers of Poland: Harda Horda oraz Stowarzyszenia Unia Literacka. Na swoim koncie ma kilkanaście utworów, m.in. ukochane przez czytelników cykle Dożywocie oraz Małe Licho, jak również komedie kryminalne Dywan z wkładką (2021) i Efekt pandy (2021). Jej powieści wielokrotnie nagradzano (Nagroda im. Janusza A. Zajdla, Nagroda Polskiej Sekcji IBBY, Nagroda im. Ferdynanda Wspaniałego, Książka Roku portalu lubimyczytac.pl).

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img