Za sprawą Wydawnictwa W.A.B. już od 21 maja na rynku dostępna będzie nowa książka, której autorem jest Alicja Sinicka. „Desperatka” to mroczny i duszny kryminał, od którego nie sposób się oderwać. Przeczytajcie specjalny, przedpremierowy fragment książki!
Najnowsza książka Alicji Sinickiej już od 21 maja w księgarniach!
Prawniczka Adela Janas wraca do rodzinnych Pętlic, aby zająć się matką i sprawami rodzinnymi po tragicznej śmierci swojej siostry Iny. Między młodymi kobietami od zawsze był pewien dystans i cień rywalizacji, jednak w obliczu śmierci wszystko to przestaje mieć znaczenie. Adeli trudno jest pogodzić się z myślą, że siostra targnęła się na swoje życie, zaczyna więc zanurzać się w jej pogmatwane sprawy, odkrywając coraz więcej tajemnic, słabości i zaskakujących wyborów.
W desperackim dążeniu do poznania prawdy towarzyszy jej komisarz Michał Orłowski, funkcjonariusz lokalnej policji, z którym łączy ją trudna przeszłość. Czy Adeli uda się uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania? I czy na pewno jest na to gotowa?
P R O L O G
Obudziło ją subtelne ukłucie, jakby komar musnął jej skórę. Otworzyła oczy, ale nie czuła się do końca przytomna. Ręce i nogi miała ciężkie jak z ołowiu. Spojrzała na cyfry zegarka stojącego na szafce nocnej. Dochodziła czwarta nad ranem. Było jeszcze ciemno. Usłyszała hałas za oknem. Leżąc w łóżku, wpatrywała się w ogród i próbowała dojrzeć coś w spowijającym go mroku. W oddali wiatr huśtał nagimi gałęziami starego dębu rosnącego przy drodze za domem. W ciemności drzewo przypominało wielką rękę. Jego grube gałęzie wyglądały jak czarne powyginane palce. Już drugi rok z rzędu nie wypuszczało żadnych liści.
W pewnym momencie zauważyła małe zwinne zwierzę przebiegające przez trawnik. „Kuna albo szop” – pomyślała i zamknęła oczy. Wszystko nagle stało się bardzo trudne, każdy wdech i wydech, każdy ruch. Oddycha ła coraz ciężej, patrząc, jak wiszący na suficie żyrandol kręci się jej przed oczami. Sypialnię oświetlał zimny blask księżyca. Wszystko emanowało demoniczną nieuchwytnością.
Czuła się obserwowana. Może ten zwyrodnialec zamontował też jakąś kamerę w jej sypialni? Ta myśl przestraszyła ją do tego stopnia, że zaczęła się nerwowo śmiać, próbując wyrzucić ją z głowy. Teraz jednak, w środku nocy, wydawało się to niemożliwe. Znowu usłyszała niepokojący dźwięk, coś jak strzyknięcie w kościach jakiegoś obcego człowieka. Mięśnie brzucha spięły jej się do granic możliwości, wzięła głęboki wdech, ale nie miała siły, by podnieść się z łóżka.
– Co się dzieje? – szepnęła.
Kolejny odgłos wydawał się głośniejszy, wyrazistszy, ale wciąż nie była niczego pewna. Tajemniczy dźwięk przebijał się przez szum, który nagle pojawił się w jej uszach.
Przestała być sobą. Była już tylko tłukącym się w piersi sercem, ciężkim oddechem i drżeniem ciała. Kiedy zobaczyła wyłaniającą się z mroku postać, zanurzyła się w przestrzeni między życiem a śmiercią, połączyła się z czymś większym, przestała być odrębnym bytem. Może to były tylko halucynacje? Może nikogo tu nie ma? Skrawki nadziei wirowały w jej głowie jak suche liście tańczące na wietrze. Równie ulotne i kruche. Zaskoczyła ją siła, z jaką rozbłysła w jej głowie ostatnia przytomna myśl:
„Znajdą mnie tu rano w kałuży krwi, zimną i nieruchomą”.
R O Z D Z I A Ł 1
T E R A Z
ADELA
Kiedy byłam małą dziewczynką, przyszłość jawiła mi się w jasnych barwach. Była jak budzący się do życia dzień z oślepiająco białym niebem, w które nie da się spojrzeć. Zawsze myślałam o niej z nadzieją, kusiła pełnią możliwości. Czekały na mnie gdzieś za tym jasnym światłem, nosiłam w sobie przeczucie, że spotka mnie jeszcze dużo dobrego. Potem do tej wizji powoli wkradały się zakłócenia. Z wiekiem nabierałam do przyszłości dystansu, podsycał ją lęk o siebie i o bliskich. Moje podejście powoli się zmieniało, ale teraz czuję, że zostałam brutalnie pociągnięta w dół. Wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.
– Może pan powtórzyć? – pytam policjanta siedzące go naprzeciw mnie, choć przecież wyraźnie usłyszałam, co powiedział.
– Pani siostra nie żyje – mówi cicho.
On też wie, że wszystko dotarło do mnie za pierwszym razem i że ta prośba jest swoistą grą na czas. Chcę jeszcze chwilę poudawać, że to nieprawda, nie wchodzić na drogę, z której nie ma już odwrotu.
Oczy powoli zachodzą mi mgłą. Siedzę na kanapie w restauracji Miłocin Park, gdzie wczoraj bawiłam się z Mateuszem na czterdziestce Eweliny, naszej koleżanki. Huczna piątkowa impreza z noclegiem, na której przesa dziłam z alkoholem. Dziś planowaliśmy wrócić do miesz kania na Psim Polu, tam odpocząć, nie robić nic kon kretnego. Informacja o śmierci Iny jest jak trujący dym wpuszczony do tego beztroskiego sobotniego poranka.
Solenizantka zastukała do drzwi mojego pokoju kwad rans temu, wyrywając mnie ze snu. Powiedziała, że na dole czekają na mnie policjanci. Kiedy do nich podchodziłam, obaj ściągnęli czapki. Natychmiast wyczułam bijące od nich współczucie i jeszcze zanim usiadłam na kanapie, poczułam wślizgujący mi się do żołądka nie znośny chłód. Ponoć byli u nas w mieszkaniu, ale nikogo nie zastali. Sąsiadka powiedziała im, że jestem w Miłocin Parku pod Wrocławiem. Nie musiałam pytać która. Utrzymuję kontakt tylko z Ireną Nowacką z mieszkania naprzeciwko. Chwaliła wczoraj moją sukienkę, życzyła dobrej zabawy.
Policjanci pokonali kilkanaście kilometrów, żeby przekazać mi wiadomość o śmierci Iny osobiście i choć wiem, że zachowali się wzorowo, czuję, jak rośnie we mnie nie chęć do nich, jakby to była ich wina.
– Pani Ina Janas została znaleziona martwa w swoim domu – mówi jeden z nich, nieco wyższy.
Tylko on się do mnie odzywa. Drugi wydaje się młodszy, ma bladą, piegowatą cerę i wystraszone oczy, jak u pisklęcia.
Czekają na jakąś reakcję z mojej strony. Jak dotąd za chowuję się jednak tak, jakby nic do mnie nie docierało. Pozwalam wzrokowi ślizgać się po ich twarzach, potem przerzucam go na dziewczynę zamiatającą podłogę w oddali.
– Kto ją znalazł? – pytam szeptem.
– Sąsiadka.
– Ina… Ina mieszka przecież w Pętlicach – mówię, a ten z ciemniejszą karnacją rzuca mi pełne wyrozumiałości spojrzenie.
Czy ja sugeruję, że w Pętlicach ludzie nie umierają? Że jeśli to jest tak daleko stąd, to nie może być prawdą? Po co w ogóle to mówię?
– Tak, przy Porannej. Numer osiem.
Podaje dokładny adres, chcąc zapewnić mnie, że nie doszło do żadnej pomyłki.
– Co się stało? Jak ona…
Słowo „umarła” nie chce mi przejść przez gardło. Chyba wciąż nie mogę tego do siebie dopuścić. Potrzebuję szczegółowych wyjaśnień. Czegoś, co mnie przekona, co przebije mur wyparcia, który wyrósł głęboko we mnie.
– Została znaleziona w sypialni. Leżała w łóżku, miała pocięte ręce.
– Pocięte ręce? Podcięła sobie żyły?
– Tak.
Spuszczam głowę i obejmuję ją dłońmi, czując, jak serce podchodzi mi do gardła.
– Nie zrobiłaby tego – mamroczę. – To niemożliwe. Głos mi jednak drży, bo zdaję sobie doskonale sprawę, w jakim była stanie, gdy ostatni raz się widziałyśmy. Policjant odpowiada: – Sprawą zajmują się śledczy z Pętlic. Zostaliśmy tylko poproszeni, żeby przekazać pani wiadomość o śmierci siostry.
– Nasza mama już wie?
Policjanci patrzą na siebie porozumiewawczo, a ja zaczynam się jeszcze bardziej denerwować.
– Co z moją mamą? – dopytuję.
– Poinformowano ją dziś rano. Trzeba było wezwać na miejsce karetkę, bo zasłabła. Dostała leki uspokajające. Są u niej pielęgniarka i psycholog – odpowiada funkcjonariusz, zerkając do notatek.
Moje przerażenie narasta. Patrzę w kierunku schodów prowadzących na piętro. Jeszcze piętnaście minut temu wy legiwałam się w łóżku, wtulona w narzeczonego, podczas gdy w mojej rodzinie rozgrywał się taki dramat. Siostra została znaleziona martwa, a do matki pędziła karetka na sygnale.
Wszystko wiruje mi przed oczami. Twarz Iny, jej nie bieskie roześmiane oczy, otoczone długimi rzęsami, jej ręce pomagające mi sadzić kwiaty na grobie ojca i spontaniczne wybuchy śmiechu, którymi w młodości zarażała wszystkich wokół.
– Śledczy prowadzący sprawę na pewno będą chcieli z panią porozmawiać i teraz pytanie: czy czuje się pani na siłach, żeby pojechać do Pętlic? – pyta z lekkim zakłopotaniem policjant.
– Zostawiła jakiś list?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Czy może pani pojechać do Pętlic? – ponawia pytanie.
– Tak, pojadę.
Zapada cisza, która dla mnie może trwać bez końca.
Właściwie nie myślę teraz o niczym konkretnym, ale czuję, jak rośnie we mnie rozpaczliwe poczucie straty.
Słyszę chrząknięcie, po nim krótkie skrzypnięcie kanapy. Policjant kładzie na stole jakąś wizytówkę.
– To są namiary na komisarza Michała Orłowskiego, który wstępnie zajął się sprawą. Może się pani z nim skontaktować, kiedy tylko pani zechce.
Przymykam oczy na dźwięk tego nazwiska. Każdy, tylko nie on.
Głos policjanta zaczyna mnie drażnić. Czuję wręcz fizyczny ból z powodu tego, że wciąż coś mówi, i w ten sposób odciąga mnie od rozpaczy, w której właśnie się pogrążam. Na dodatek sprawę prowadzi Michał. Niebawem będę musiała z nim porozmawiać, co wydaje się ogromnym wyzwaniem.
Słyszę rytmiczny stukot obcasów. Kieruję wzrok lekko na lewo i widzę szmaragdową sukienkę Eweliny, falującą przy każdym kroku. Przechodzi obok nas, w pośpiechu, rzucając mi zaciekawione spojrzenie.
– Zostawiam też kontakt do policyjnej psycholożki, gdyby potrzebne było pani wsparcie. Jest do dyspozycji nawet dzisiaj. Proszę to zachować – dodaje policjant, kładąc na stole kolejną wizytówkę.
Choć nic nie mówię, widzi, w jakim jestem stanie. Napatrzył się pewnie podczas swojej służby i ma doświadczenie z takimi jak ja. Z ludźmi, którym po jego słowach zawalił się cały świat.
– Może pani do niej zadzwonić w każdym momencie – nie przestaje mówić. – W porządku? – dopytuje, gdy dłuższą chwilę milczę.
– Tak, w porządku – odpowiadam.
– Dobrze. Nie będziemy pani dłużej zajmować czasu. Na pewno chce pani odpocząć.
Wstają niemal jednocześnie i odchodzą w pełnym szacunku milczeniu. Gdy odprowadzam ich wzrokiem, widzę zaspanego Mateusza. Zmierza w moją stronę na wpół przytomny, zasuwając zamek swetra. W końcu siada na kanapie obok mnie.
– Adela, co się dzieje? – pyta.
– Ina nie żyje.
– Co? – Głos mu się załamuje, a potem oboje zaczynamy płakać.