Wywiad z Beatą i Eugeniuszem Dębskimi, autorami współczesnych kryminałów z cyklu o Tomku Winklerze

UDOSTĘPNIJ

Beata i Eugeniusz Dębscy to małżeństwo, które stanowi również parę autorów niezwykłego cyklu kryminałów o Tomku Winklerze. Historia eks-policjanta, który podejmuje się bardzo nietypowych spraw detektywistycznych (Szwedzki kryminał”, Dwudziesta trzecia”, Zimny trop”, Śmierć druga”) jest dla nas pretekstem do rozmowy o warsztacie pracy, sztuce zbrodni, przekraczaniu gatunkowych granic. Jakie są plany twórcze małżeństwa Dębskich? Tego (i nie tylko) dowiecie się z lektury wywiadu.

Książki z cyklu o Tomku Winklerze są publikowane nakładem Wydawnictwa Agora.

Marcin Waincetel: Winkler, eks-policjant, który musi na nowo zdefiniować swoje miejsce w zawodowej rzeczywistości, porusza się w świecie moralnie niejednoznacznym, trudnym, żeby wspomnieć tylko pracę z wymagającą młodzieżą, a przede wszystkim pełnokrwiste sprawy kryminalne. Czy pamiętacie pierwszym impuls, który sprawił, że postanowiliście opowiedzieć – w duecie! – historie swojego bohatera?

Impulsem było kwestionowanie przez Beatę sensu uprawiania fantastyki, a zwłaszcza jej odmiany, fantastyki sensacyjnej, czy też sensacji fantastycznej. Chodziło o cykl, teraz już Dekalog Owena Yeatesa, a jeszcze bardziej (bo Owen jest „prawnukiem” Petera Marlowe’a, a Chandlera żona lubi) o cykl Moherfucker, w którym współczesnego faceta z tak zwanej Abwery, czyli ABW, okoliczności zmuszają do walki z pokłosiem snów Wielkiego Przedwiecznego, Cthulhu, wymyślonego czy może nawet widzianego przez Samotnika z Providence, Lovecrafta. Żeby osłodzić absmak, jaki ją ogarniał, gdy czytała „Hell-P”, „Moherfucker” i „Russian Impossible”, mówiła: „Przecież to są świetne kryminały, zabierz tylko te zielone gluty, te zabomblowane paskudy, staruszki rzygające świetlistą breją! Zabierz je i zyskasz wielkie grono kryminałów, którzy, jak dotąd, omijają Moherfuckera!”. Ja na to: „To nie jest takie łatwe…”, a ona: „Phi!”. Ja na to: „Phi? No to pisz?”. Ona: „Piszmy?”. Ja… a co ja miałem do gadania. Jechałem drogą S8, sto trzydzieści na liczniku, przede mną jeden TIR wyprzedza drugiego, pilnuję pedałów, kierownicy, lusterek, kierunkowskazów… Rzekłem: „Piszmy!”

Podczas jednej z naszych ostatnich rozmów wspominaliście, że Winkler nie jest ideałem, ba, nie jest nawet bliski ideałowi, ale to po prostu poczciwy, dobrze wychowany facet żyjący w zgodzie z zasadami. Podkreślacie, że – przynajmniej w pewnej mierze – najważniejsze wartości musi przejmować od swoich twórców, czyli od Was. Chciałbym więc zapytać przewrotnie o to, czy twórcy mogą zmieniać się pod wpływem działań fikcyjnych postaci? Bo pewne jest to, że Winkler na pewno musiał zadomowić się w Waszym życiu. W końcu jego historie poznajemy już w czterech tomach powieści!

Już niebawem zabieramy się do redagowania i dopieszczania piątej części o Tomaszu Winklerze. Tyle tytułem liczby tomów. Co do wpływu Tomasza na nas… Mamy się za ludzi poczciwych i uczciwych, może dlatego odważamy się sekować zło, sami będąc po drugiej stronie barykady. O ile pięć – sześć lat temu może przyszłoby mi do głowy wejść do sklepu marki Zara, przebrać się w coś i wyjść w kradzionych ciuszkach, to teraz na pewno już tego Zarze nie zrobię. Już nie uchodzi. Na wszelkiwyp, jak mawia babcia Roma, nie wchodzę do Zary. (Beata Dębska dodaje – przypis red.) : Nie „wchodzi” bo za mała rozmiarówka!

W dojściu do prawdy Winklerowi towarzyszą bardzo energiczna i nadzwyczaj pomysłowa, osiemdziesięcioletnia babcia Roma oraz pracująca z trudną młodzieżą Iwa. Doskonale przełamujecie wciąż istniejące jeszcze stereotypy, zwłaszcza w kontekście dojrzałych wiekiem, ale wciąż młodych duchem osób. Można przyjąć, że to też taka Wasza literacka gra, swoista reinterpretacja kultowych pomocników słynnych detektywów? Był przecież Sherlock i Watson, jest Winkler i Roma…

Samotny detektyw, typu Marlowe’a, wymaga zgranego z nim narratora, który – jak tłumacz migowy – tłumaczy czytelnikowi dlaczego, co i po co robi detektyw. Można też inaczej, można dołożyć protagoniście kumpla, przyjaciela, kochankę, szefa, babcię. Bęc – dodaliśmy babcię. To mało wycmokana landrynka, jeszcze jest jak cię mogę świeża i dobrze służy. I Tomaszowi, i czytelnikom, i nam. Poza tym, chcieliśmy wyemitować taki przekaz, że życie seniora, czy jak wolicie „silversa”, nie musi toczyć się monotonnie od wizyty u lekarza do sesji u rehabilitanta. W wielu dziedzinach warto skorzystać z doświadczenia i intuicji babci lub dziadka. Czasem nie zastąpi tego żadna wiedza i profesura.

Beata i Eugeniusz Dębscy – autorzy thrillera „Dwudziesta trzecia” fot.Łukasz Giza

Kryminały z Winklerem częstokroć odnoszą się do wyjątkowo makabrycznych wydarzeń, ale bynajmniej nie epatujecie przemocą i dosłownością, zachowując swoistą – bardzo szczególną – poetykę zbrodni. Jednak weźmy pod uwagę choćby tylko jednego z antagonistów Winklera, który pojawia się na kartach „Dwudziestej trzeciej” – dewianta i zwyrodnialca, który jednak nie urodził się bestią, stał się nią w czasie. Czy zatem opowieści ze świata mogą łączyć się z etycznymi diagnozami – szukaniem źródeł zła? Wiem, że jesteście fanami serialu „Mindhunter”, w którym doskonale oddano złożoność tej kwestii.

Jest mnóstwo teorii mówiących, jak wiele zależy od genów. Nauka dowodzi, że możemy przewidzieć, kolor oczu i włosów, budowę ciała, pewne choroby uważane za genetyczne. Naszym zdaniem nie da się  przypisać złu cechy dziedziczenia. Takie patologiczne zło to wypadkowa wielu zdarzeń i uwarunkowań rodzinnych i społecznych. Relacje z rodzicami, rodziną, kompleksy, niedowartościowanie, ubóstwo, brak pewności siebie i wiele innych, które nam nawet nie przychodzą do głowy, a o których dowiadujemy się, na przykład z dokumentów o seryjnych mordercach. Ile w nas z Kaina i Abla, z Aliny i Balladyny? Czasem to tylko zazdrość o dzban pełen malin.

Sakramentalne pytanie łączy się oczywiście z procesem tworzenia – nad czym obecnie pracuje Eugeniusz i Beata Dębscy?

Wspominaliśmy, że zabieramy się, do „czyszczenia” piątego Winklera, i rozglądaniem się za tematem szóstego, a na pewno drugiego pakietu przygód Viledy i Szelki, bo właśnie jesteśmy po premierze powieści kryminalnej „Siódmy koci żywot”, gdzie nie Watson, nie babcia, także nie wnuczek, tylko kotka Sheila pomaga w rozwiązaniu zagadki kryminalnej!

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img