Satanistyczny rytuał. Groza, która łączy się z tęsknotą. Życie i śmierć. Gotyckie sekrety oraz makabryczna poezja. Oto motywy zapisane w historii „Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe”. Wyjątkowa powieść, w której detektywistyczne śledztwo łączy się z twórczością mistrza opowieści niesamowitych, ukazała się za sprawą wydawnictwa Zysk i S-ka. Autorem książki jest Louis Bayard, który udzielił nam specjalnego, bo jedynego polskiego wywiadu. Zapraszamy do lektury!
Marcin Waincetel: „Bielmo” to zaskakująca opowieść o morderstwie i zemście w West Point, z udziałem emerytowanego detektywa i młodego kadeta nazwiskiem Edgar Allan Poe. Wydaje mi się, że ten kontrast – młodość i doświadczenie, dusza poety i umysł żołnierza – stanowi niejako motyw przewodni książki. Czy pamiętasz pierwszy impuls, który nakazał Ci chwycić za pióro, aby zacząć spisywanie historii?
Louis Bayard: Przyznam szczerze, że tak naprawdę to był mój sposób na oddanie hołdu wybitnemu twórcy, bo takim bez wątpienia był – a w pewnym sensie ciągle jest, żyjąc przecież w naszej wyobraźni – Edgar Allan Poe. Amerykański mistrz spod znaku grozy i opowieści niesamowitych wywarł bardzo duży wpływ na moje pisarstwo. I tak, zgadza się, jednym z najciekawszych elementów „Bielma” jest swoista dychotomia, wyraźny kontrast pomiędzy głęboko poetycką duszą młodego Edgara a sztywnymi zasadami, które obowiązują w Akademii Wojskowej. Tak więc w pewnym sensie jest to również opowieści o dojrzewaniu i kształtowaniu się charakteru młodego Edgara Allana Poe.
Augustus Landor – który przed przejściem na emeryturę wyrobił sobie pewną renomę jako śledczy nowojorskiej policji – musi zająć się nietypowym dochodzeniem. Jednak pracę utrudnia fakt, że w jego życiu wciąż są pewne niezagojone rany. Pomimo tego detektyw znajduje motywację, aby raz jeszcze zawalczyć o prawdę… Co właściwie motywuje go do działania? Zastanawiam się też, czy Louis Bayard – przynajmniej w pewnym stopniu – podziela wartości, którym w swoim życiu hołduje Landor?
Cóż, trudno omówić wszystkie czynniki, które motywują Landora, ponieważ może to zdradzić zakończenie historii. Ale tak, zgadza się – patrząc na cały dorobek jego kariery można przypuszczać, że koncepcja sprawiedliwości faktycznie jest dla niego czymś bardzo istotnym. Albo też… Landor odczuwa po prostu bardzo silną przyjemność z rozwiązywanie zagadek kryminalnych. Dla mnie jest on bodaj najbardziej tajemniczą postacią w książce, ponieważ naprawdę nie sposób odgadnąć, co nim kieruje, o czym myśli, co czuje w danej chwili. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, czy podzielam jego wartości, ale – jako rodzic i opiekun – ostatecznie rozumiem, skąd się one biorą, co jest ich moralnym źródłem.
Spróbujmy ocenić „Bielmo” w perspektywie gatunkowej. Przenosimy się do 1830 roku, kiedy to spokój październikowego wieczoru w Akademii West Point zakłóca odkrycie wiszącego ciała młodego kadeta. Następnego ranka wychodzi na jaw coś jeszcze bardziej makabrycznego: ktoś wykroił ze zwłok serce. Co więcej, z czasem pojawia się tylko więcej sekretów ze świata zbrodni… No właśnie, zastanawiam się, jak mógłbyś zdefiniować kryminał jako gatunek – w czym tkwi tajemnica konwencji?
Doprawdy nie wiem, czy kryminał można zdefiniować wyłącznie jako jeden gatunek; wydaje mi się, że istotą konwencji jest umiejętne przekraczanie formalnych granic. Natomiast sądzę, że esencja opowieści spod znaku zbrodni sprowadza się ostatecznie do tego, że ktoś robi coś, czego w żadnym razie nie powinien był uczynić… cóż, być może będzie to przewrotne, ale Edgar Allan Poe uważał, że wszyscy jesteśmy tak naprawdę zdolni do tak przerażającego aktu. W istocie – zbrodni. Psychopata czy nie, wszyscy możemy – działając pod szczególną presją – w pewnym momencie przejść na stronę mroku i zła.
Skąd w takim razie bierze się zło? Co jest jego źródłem? Czy to suma określonych genów?A może społeczno-kulturowe uwarunkowanie?Twoja książka podsuwa bardzo nieoczywiste hipotezy, prowokuje do pytań.
Och, to jest dopiero pytanie – bardzo złożona kwestia, pretekst do napisania eseju! Pozwól, więc – proszę – że podejmę ten problem w nieco węższej perspektywie. Jako autor staram się nie myśleć o żadnej z kreowanych przez siebie postaci jako o po prostu „złej”, ponieważ to natychmiast ogranicza charakter. Zło jest absolutne i kategoryczne, natomiast ludzie – przynajmniej z mojego doświadczenia – nigdy tacy nie są do końca. Ale – jak sugeruje Poe – którego myśl chciałbym powtórzyć, z pewnością jesteśmy zdolni do złych, ba, przerażających czynów. Czy sprowadza się to do natury? Wychowania? Impulsu czy kombinacji genów? Nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć. Staram się natomiast przynależeć do części świata, która sprzeciwia się wszystkiemu, co złe.
Mam wrażenie, że „Bielmo” oddziałuje nie tylko na poziomie doskonale skrojonej intrygi, ale też symboliki i eksperymentów formalnych. Bo Twoja historia odnosi się do samego aktu opowiadania. Przecież na samym początku książki narrator ogłasza swoją śmierć! Podejrzewam, że zabawa formą literacką była dla Ciebie zapewne ważną częścią pisania?
Absolutnie tak. Właściwie od samego początku chciałem, aby Poe sam opowiedział część historii, a ponieważ jego styl jest tak kwiecisty i niejednoznaczny – znajdziemy w nim przecież bogatą metaforykę, nawiązania do łaciny, starożytnych tekstów, światowej poezji… – wiedziałem, że będzie potrzebny kontrargument pod postacią kogoś takiego jak Landor. Bo przecież jest to mężczyzna zdecydowanie bardziej racjonalny, twardy i zasadniczy, co stanowi doskonałe dopełnienie charakteru Edgara Allana Poe. Jako twórca – ale również jako czytelnik! – po prostu uwielbiam narrację rozpisaną na kilku narratorów, dzięki czemu w końcu mogą się spierać, wzajemnie kwestionować działania. Kto z nich mówi prawdę? A kto kłamie? Oto intertekstualna zagadka, nad którą warto się zastanowić.
Teraz z kolei myślę nad tym, co było dla ciebie najtrudniejszą, a co najbardziej satysfakcjonującą częścią pisania powieści? Bo w niesamowity sposób odtworzyłeś realia XIX wiecznego świata, dbając przy tym o bardzo wciągającą i niejednoznaczną intrygę kryminalną.
Cóż, po pierwsze, bardzo dziękuję za Twoje słowa. To bardzo miłe. Tak naprawdę minęło co najmniej 16 lat, odkąd napisałem tę książkę, ale doskonale pamiętam, że między pierwszym a drugim szkicem cała główna postać musiała zostać przedefiniowana. Bo na początku nie pełniła żadnej wyraźnej funkcji fabularnej – poza tym, żeby mnie zabawić. Z czasem dowiedziałem się, że o wiele trudniej jest usunąć postać niż po prostu uśmiercić bohatera. Musisz przejść przez każdą scenę, odrywając fabularne nici – stopniowo, zdanie po zdaniu, wątek po wątku. Niesamowite wyzwanie! Myślę, że największą nagrodą była szansa na zrealizowanie niesamowitej podróży, do której zaprosiłem swoich czytelników. Wędrówki po świecie zbrodni, namiętności i sekretów.
Czy zgodzisz się ze mną, że Edgar Allan Poe nie miał jak do tej pory specjalnego szczęścia do filmów i seriali? Chyba wciąż najciekawsze rzeczy wyprodukowało Studio Filmowe Hammer – a przecież od premiery produkcji, w których grał legendarny Christopher Lee, minęło już kilkadziesiąt lat. Zastanawiam się więc, jak wyglądał proces tworzenia filmu na Netflixie?Czy miałeś jakiś wpływ na produkcję lub dobór obsady? I jak oceniasz filmową wersję swojej historii?
Och, uważam, że twórcy ekranizacji zrealizowali naprawdę znakomite widowisko. Myślę, że Scott Cooper wykonał mistrzowską pracę jako reżyser, doskonale oddając specyficzny charakter książki – bo po seansie możesz odczuwać niesamowity chłód, upiorne zimno, który łączy się z grozą „Bielma”. Brałem udział w konsultacji scenariusza, natomiast nie miałem wpływu na wybór obsady. Ale szczerze? Jestem zachwycony aktorami, których wybrał Scott. Niesamowite wrażenie wywarł na mnie Harry Melling jako Edgar Allan Poe. Zgadzam się też z tym, że twórczość Poe nie ma szczęścia do adaptacji. Myślę, że po części jest dlatego, że pisał prawie wyłącznie w krótkiej formie – wierszy i opowiadań, które trudno rozciągnąć na pełnometrażowy film. Ale jest też coś ekstremalnego we wrażliwości Poego. Przerażające obsesje, szczególne manie, postępujące szaleństwo, poetyckość, makabra i satyra… Wszystko to sprawia, że niełatwo jest oddać pomysły amerykańskiego mistrza na ekranie.
Rozmawialiśmy o motywach, przekraczaniu granic, zabiegach formalnych… zastanawiam się natomiast jakich wartości szukasz w literaturze? Co jest dla Ciebie najważniejsze? Zarówno jako twórcy, jak i czytelnika, odbiorcy kultury.
Och, przyznam szczerze, że jestem dosyć burżuazyjny i staromodny w tym względzie. Uwielbiam dobrą historię i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, skąd pochodzi: czy będą to książki, telewizja, film, teatr czy muzyka. Myślę, że rzadko możemy spotkać naprawdę wielkich gawędziarzy, artystów, którzy mogą przekazać coś interesującego, więc staram się celebrować ich twórczość, kiedy tylko mogę – kiedy pozwala na to czas.
Wybacz mi to trywialne i sakramentalne pytanie – nad czym obecnie pracujesz?
Wcale nie banalne! Przynajmniej nie dla mnie. Wszystko, co mogę powiedzieć o obecnej historii, to to, że zaczyna się pod koniec XIX wieku – będzie to podróż z Anglii przez Włochy, aż do Francji, a potem z powrotem do Anglii. Więcej wkrótce! Powinienem dodać, że moja poprzednia książka, „Jackie & ME”, była powieścią napisaną w stylu książek Jane Austen o zalotach Jacqueline Bouvier oraz Johna Kennedy’ego. Musiałem przebyć zatem pewną ewolucję, biorąc pod uwagę to, co znajdziecie w „Bielmie”. Ale być może spotkamy się jeszcze z Edgarem Allanem Poe…