Czy życie każdego człowieka jest zapisane w gwiazdach? W jaki sposób odkryć scenariusze ludzkiego przeznaczenia? Co sprawia, że żyjemy tak… a nie inaczej? „Jak odkryć własnego mordercę” to wyjątkowa powieść, która łączy w sobie klasyczne elementy detektywistyczne z nutką tajemnicy i niedopowiedzenia… Kristen Perrin, autorka książki „Jak odkryć własnego mordercę” w specjalnym wywiadzie opowiada nam o sposobie kreowania zbrodniczej fabuły, poszukiwaniu ukrytych znaczeń w detektywistycznych zagadkach i wartościach, z którymi łączy się literackie doświadczenie. Zapraszamy do lektury – zarówno książki, jak i wywiadu!
„Jak odkryć własnego mordercę” to książka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca.

Marcin Waincetel: Twoja książka, z niesamowitą małomiasteczkową scenerią i naciskiem na dedukcję, wydaje się idealnie rezonować z tradycją powieści detektywistycznej, której podwaliny ufundowała Agatha Christie. Czy świadomie czerpałeś z wzorców wypracowanych przez królową kryminałów?
Kristen Perrin: Och, zdecydowanie tak. Chciałam napisać coś, co byłoby zarówno hołdem dla złotej ery historii detektywistycznych, jak również nowym spojrzeniem na konwencję. Znalezienie odpowiedniej równowagi było wyzwaniem, ale mam nadzieję, że czytelnicy znajdą miejsca, w których książka odnosi się do gatunkowego dziedzictwa, jednocześnie oferując coś nieoczywistego…
W kryminałach spod znaku cosy crime często spotykamy niezwykle inteligentnych detektywów-amatorów. Muszę przyznać, że w tym kontekście Twoja powieść jest naprawdę wyjątkowa!
Zarówno Annie, jak i Frances są kwintesencją detektywów-amatorów, chociaż Frances (w przeszłości) funkcjonuje w tej roli, cóż, raczej dosyć niechętnie. W przypadku Frances to jej los zmusza ją do tego, aby przeobrazić się w detektywa, podczas gdy Annie zasadniczo wzięła udział w rozgrywce zaprojektowanej przez Frances. I tak, chciałam wykreować duet detektywów-amatorek, które muszą w unikalny sposób rozwiązać szereg nieoczywistych zagadek wykorzystując do tego swoje doświadczenie oraz intuicję.
Posiadasz naprawdę ujmujący styl, sposób do tworzenia opowieści. Humor odgrywa znaczącą rolę w konwencji cosy crime, łagodząc mroczny temat morderstw i zbrodni. Jak udało ci się zintegrować ten element z niezwykłą sytuacją Annie, zachowując jednocześnie lekki ton charakterystyczny dla tego gatunku?
Z całą pewnością pomaga to, że piszę w pierwszej osobie z punktu widzenia postaci, która znajduje się w nieoczywistym położeniu, musi bowiem wyjść ze swojej strefy komfortu – nazwijmy taką sytuację „rybą wyjętą z wody”. Annie jest przyzwyczajona do swojego londyńskiego stylu życia, a kiedy zostaje wciągnięta w dość absurdalny scenariusz rozwiązania morderstwa, aby zawalczyć o spadek, cóż, wówczas jej głos i perspektywa mogą nadać czytelniczemu doświadczeniu lekkości. Jest tak dlatego ponieważ kiedy spojrzysz na całą książkę, to fabuła może wydawać się naprawdę surrealistyczna i dziwaczna, natomiast Annie, będąc początkującą pisarką, może dostrzec zarówno ciężar morderstwa jako przestępstwa, jak również wszystkie kuriozalne okoliczności i interesujące sekrety wokół niej…

Zasadnicza część intryg w Twojej książce wydaje się opierać na analizie wskazówek i dedukcji, natomiast wykluczasz z równania przesadną brutalność lub intensywne napięcie psychologiczne. Czy właśnie ten aspekt był dla Ciebie kluczowy?
Tak, zdecydowanie. Planowanie wskazówek, wszystkich tropów, określanie, która postać zna jakiś fakt (a także czy jej wnioski są poprawne, czy też przyjmuje błędne założenia) oraz czas, w którym ujawniane są informacje, to coś, co starałam się tworzyć bardzo, ale to bardzo ostrożnie. Często musiałam wracać do wcześniejszych partii tekstu i zmieniać sposób, w jaki wskazówki były umieszczane po to, abym mogła poprowadzić czytelnika ścieżką myślenia, którą chciałam.
Czy możesz spróbować określić, co sprawiło Ci największą radość, a co było największym rodzajem wyzwania w procesie pisania powieści, zwłaszcza tak wyjątkowej jak „Jak rozwiązać własne morderstwo”?
Największą radością jest dla mnie prawdopodobnie rozmowa z czytelnikami, którym książka się spodobała, a potem słuchanie ich opowieści o tym, co ich najbardziej urzekło, co ich zaskoczyło lub… co – jak mają nadzieję – wydarzy się w przyszłych książkach. Posiadanie lojalnych odbiorców nigdy nie jest gwarantem, więc każda taka interakcja wydaje mi się bonusem. Ale właśnie zdałam sobie sprawę, że nie odpowiedziałam na pytanie w sposób, w jaki je zadałeś…
Cóż, jeśli mówimy o samym procesie pisania książki, powiedziałabym, że największą radością jest, gdy po prostu siadam do biurka i piszę rozdział lub scenę, która mnie całkowicie zaskakuje. Mam wiele rzeczy zaplanowanych z wyprzedzeniem, ale czasami kieruję się swoimi kaprysami, ignoruję swoje plany i próbuję czegoś, żeby zobaczyć, jak to pójdzie! I często stają się one jednymi z moich ulubionych scen! Jeśli chodzi o wyzwania, jest ich wiele, ponieważ pisanie nie jest łatwym przedsięwzięciem. Niesamowicie wymagający jest sam proces redakcji.
To znaczy? Rozwiń, proszę, ten aspekt.
Właściwie napisałam całą książkę w zupełnie inny sposób, a potem dostałem kilka bardzo przydatnych informacji zwrotnych od mojego agenta i postanowiłam wyrzucić cały ten szkic, aby zacząć od nowa. Dlatego przepisanie książki po raz drugi, 90 tysięcy znaków, było prawdopodobnie jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie wykonałam w całym tym procesie. Jednak przepisanie zmieniło wszystko! Wcześniej nie mieliśmy nawet rozdziałów Frances, a cała oś czasu z lat 60. po prostu nie była fundamentalną częścią historii. Zatem, chociaż przepisywanie było bolesne, pozostaję bardzo zadowolona, że to zrobiłam, ponieważ ta książka nie działałaby w tej pierwszej wersji!
Powiedz, proszę, jakie wartości chciałabyś przekazać swoim czytelnikom poprzez swoje pisarstwo? Czy jest coś konkretnego w tym aspekcie, na co szczególnie zwracasz uwagę?
Uważam, że ludzie powinni wyciągać z książek to, co chcą, i chociaż mogę analizować różne kwestie, które omawiam w fabule – właśnie po to, aby skłonić czytelników do myślenia, to w żaden sposób nie chcę dyktować, co powinno być najważniejsze. Niektórzy ludzie przeczytają tę książkę i wyniosą z niej tylko to, że była dla nich zabawna… i ja jestem z tego faktu naprawdę zadowolona! Inni przeczytają historię i zaczną myśleć o wpływie toksycznych nastoletnich przyjaźni lub o tym, co oznacza zbytnie martwienie się o własną śmierć, a nawet o zmianach w społeczeństwie od lat 60., aż do współczesności… Czasami czytam książkę i czuję, że przemawia do mnie w bardzo specyficzny sposób, a potem po latach czytam ją ponownie i wynoszę z niej coś zupełnie innego! To jedna z rzeczy, która sprawia, że czytanie jest tak wspaniałe, jest niesamowicie osobiste i zmienne, a książka może być wieloma różnymi historiami dla wielu różnych osób.