Nieoczywiste śledztwo w mrocznym świecie złodziei samochodów… – wywiad z Joanną Opiat Bojarską, autorką książki „Złodziej. Nie szukaj mnie”

UDOSTĘPNIJ

Joanna Opiat-Bojarska, znana z niekonwencjonalnego podejścia do kryminału, dociekliwa, pomysłowa i bezkompromisowa, w swojej najnowszej powieści „Złodziej. Nie szukaj mnie” po raz kolejny udowadnia, że nie boi się łamać schematów gatunku… „Złodziej. Nie szukaj mnie” to książka, która wymyka się schematom i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Opiat-Bojarska udowadnia, że jest mistrzynią kryminału, potrafiąc stworzyć wciągającą i trzymającą w napięciu historię, osadzoną w surowym, ale fascynującym świecie Łodzi. Zapraszamy do lektury specjalnego wywiadu na temat książki, sposobach kreowania literackiej rzeczywistości, potędze kobiecej osobowości i niezależnych bohaterkach.

Marcin Waincetel: W jednym z wywiadów wspomniałaś, że konstruowanie powieści praktycznie zawsze zaczynasz od znalezienia społecznego problemu, który niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. W „Złodzieju” mamy do czynienia z postacią, która mistrzowsko manipuluje tożsamościami. Skąd zatem wziął się pomysł na historię?

Joanna Opiat-Bojarska: Decyzję o tym, że przybliżę Czytelnikom świat złodziei samochodowych i funkcjonowania młodych ludzi w grupie przestępczej podjęłam w Budapeszcie. Siedziałam na widowni podczas koncertu „Depeche Mode”, a Dave Gahan tak przejmująco śpiewał: „try walking in my shoes…”. Uznałam, dobra, wejdę w buty złodzieja samochodów. To będzie kolejne, ciekawe wyzwanie. A ja lubię wyzwania…

I tak też wyzwanie zostało podjęte w bardzo określonym mikroświecie. Akcja „Złodzieja” rozgrywa się w Łodzi. Jak bardzo miasto wpływa na nastrój Twojej powieści? Czy masz swoje ulubione, mroczne zakątki, które idealnie nadają się na scenerię kryminalnej intrygi?

Czasem miasto jest tłem, a czasem bohaterem. Kiedy podjęłam decyzję, że akcję „Złodzieja” osadzę w Łodzi poprosiłam moich łódzkich czytelników – Monikę i Piotra – by wskazali ciekawe, inspirujące miejsca. Bo ja oczywiście bywam w Łodzi i bardzo ją lubię, ale patrzę na nią oczami turysty. Zależało mi na tym, by w książce pokazać prawdziwe miasto, a nie zatrzymać się na ulicy Piotrkowskiej. Otrzymałam konkretną listę wskazań i wybrałam z nich te lokalizacje, które pasowały mi do akcji. I tak, na przykład mieszkanie Surfera, znajduje się w blokach przy ulicy Hufcowej.

Porozmawiajmy o Joannie Mazur, protagonistce Twojej książki, która jest pisarką stawiającą rzetelność i research ponad język literacki. Działa niesztampowo i posiada talent do wyciągania tajemnic na światło dzienne… Ile jest w Mazur pierwiastków osobowości z Opiat-Bojarskiej?

Obie jesteśmy silnymi kobietami, które zdobywają to, co chcą zdobyć. Obie potrafimy rozmawiać z ludźmi. I gdy ktoś nam mówi nie możesz, to się jeżymy. Wyrzucone drzwiami, wracamy oknem. Na tym podobieństwa się kończą. Joanna Mazur jest zdeterminowana, by poznać środowisko złodziei aut dlatego zostaje w Łodzi na dłużej. I może trochę za bardzo wierzy w to, co obiecuje jej informator – Surfer, przez co sama naraża się na bezpieczeństwo…

No właśnie, Joanna spotyka się z informatorem, którym okazuje się Surfer, człowiek o kryminalnej przeszłości i mafijnych powiązaniach. W jaki sposób trafiłaś na jego ślad?

A czy uwierzysz mi, że wysiadłam kiedyś z pociągu na dworcu Łódź Kaliska, przesiadłam się do auta obcego mężczyzny, a następnie zostałam poproszona o wyłączenie telefonu komórkowego? Samochód zatrzymał się pod halą za miastem, gdzie czekał na mnie mężczyzna. Chciałam poznać odpowiedź na jedno pytanie, a poznałam człowieka z ogromną energią, zaangażowaniem, luzem i niesamowitym podejściem do życia. Już po kilku minutach rozmowy wiedziałam, że jego sposób bycia predysponuje go do bycia bohaterem książki… Wypożyczyłam więc sobie jego osobowość, a resztę wymyśliłam, by postać dobrze osadzić w intrydze kryminalnej.

Nie da się ukryć, że życie potrafi pisać naprawdę nieoczywiste scenariusze… Ty natomiast z chirurgiczną precyzją rozkładasz na czynniki pierwsze konwencję opowieści spod znaku zbrodni, serwując czytelnikowi mieszankę thrillera, kryminału i powieści psychologicznej… Powiedz, proszę, co było dla ciebie najważniejszą częścią w pracy nad „Złodziejem”? A co stanowiło największy rodzaj wyzwania?

Wydawcy od kilku lat prosili mnie o napisanie kryminału z kobietą w roli głównej. Zawsze mówiłam nie. Męski świat jest mi bliższy, dużo łatwiej dogaduję się z mężczyznami, dużo łatwiej mi ich zrozumieć, a prowadzenie sprawy kryminalnej przy pomocy postaci kobiecej jest dużo trudniejsze niż przy męskiej. Statystyczna kobieta ma dzieci i mnóstwo pozazawodowych spraw na głowie, a mężczyzna – policjant może po prostu zadzwonić do żony (o ile jakąś ma) i powiedzieć: kochanie, jadę za podejrzanym, nie wrócę do domu zbyt szybko. Moja menedżerka przekonała mnie, że bohaterka nie musi być subtelną i delikatną kobietą, może być przecież babą z jajami. Tak się składa, że takich kobiet znam całkiem sporo. Najtrudniejszy był wybór imienia głównej bohaterki. Wiedziałam, że nieważne jak ją nazwę, to czytelnicy będą pytać o to, ile Opiat-Bojarskiej jest w bohaterce. Ostatecznie zdecydowałam, że otrzyma imię po odważnej i koncentrującej się na celach Joannie d’Arc.

„Złodziej. Nie szukaj mnie” to powieść, która wymyka się schematom i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Literackie doświadczenie najwyższej próby. A powiedz, proszę, nad czym obecnie pracuje Joanna Opiat-Bojarska?

Obecnie, wraz z redaktorem Dawidem Wiktorskim, dopieszczamy tom numer dwa z serii „Nie szukaj mnie”. Przyznam szczerze, że to, co tam się dzieje jest tak samo chropowate, jak historia „Złodzieja”, ale dużo bardziej policyjne, co mnie bardzo cieszy. I nie mogę się doczekać, kiedy tom drugi trafi do Czytelników!

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img