Małgorzata Oliwia Sobczak w „Błękicie” znów postanowiła sportretować mroczne zakamarki ludzkiej duszy… Tym razem autorka koncentruje się na toksycznych relacjach, które niczym wir wciągają bohaterów w spiralę zła i destrukcji. Co z tym wszystkim wspólnego ma jednak street art, medycyna sądowa, geniusze z zespołem Aspergera? W jaki sposób przepracować stratę? O tym właśnie, między innymi, rozmawiamy na łamach specjalnego wywiadu z autorką. Najnowsza książka z cyklu „Kolory zła” ukazała się za sprawą Wydawnictwa W.A.B.

Marcin Waincetel: Błękit, od którego wziął się tytuł Twojej najnowszej powieści, może symbolizować melancholię, podobno dobrze wpływa na regulację snu, czasami pobudzając do pracy… Jednak w zapowiedzi książki znajdujemy informację, że „Błękit” to również – a może przede wszystkim – emocjonalna opowieść o stracie…
Małgorzata Oliwia Sobczak: Badania pokazują, że niebieski to jeden z najbardziej lubianych przez człowieka kolorów, bo kojarzy się ze spokojem, harmonią i poczuciem bezpieczeństwa. Natomiast w mojej książce wykorzystałam te konotacje dość przekornie, bo błękit to kolor nieba nad umierającą w lesie bohaterką. To piękno skontrastowane z nieodwracalnością śmierci – samotnej, pełnej trwogi, sprowadzającej nas do rozkładającego się ciała. To niebo, w które patrzą leżący na ziemi zakochani. Wierzący, że miłość jest nieskończona i wieczna, nieskazitelna, w momencie, gdy w powietrzu już unosi się zapowiedź tragedii. To kolor wykonywanych sprayem tagów zostawianych przez jednego z głównych bohaterów na murach Trójmiasta. Podpisów, które mają zapewnić mu rozpoznawalność i chwałę, które jednak nigdy nie nadejdą. To w końcu również kolor środy, w odwołaniu do książki Daniela Tammeta zatytułowanej „Urodziłem się pewnego błękitnego dnia”. Tammet, geniusz z Aspergerem, jako synesteta odczuwa kolory cyfr, emocji i każdego dnia tygodnia. Błękitne w jego umyśle są cyfra dziewięć i podniesione głosy w czasie kłótni. I środa. I to właśnie środa, błękitna środa, stała się dla mojej bohaterki, Neli Soby, najpiękniejszym, a zarazem najokrutniejszym w jej krótkim życiu dniem.

W jednej z naszych ostatnich rozmów stwierdziłaś: „Zawsze rozpisuję najpierw koncepcję książki, a także ręcznie rozplanowuję materiał na pierwsze kilkadziesiąt stron…”. Czy metoda pracy się nie zmieniła? Pytam, ponieważ „Błękit” to jak do tej pory najbardziej okazała odsłona cyklu. W moim odczuciu, też najbardziej rozbudowana, jeśli chodzi o charakter zbrodni.
Dla mnie to wciąż najlepsza metoda pracy. Rozplanowywanie, pisanie, a potem znowu rozplanowywanie. I tak do ostatniego rozdziału. Z jednej strony trzyma to w organizacyjnych ryzach, a z drugiej pozwala na swobodne rozwijanie się bohaterów, na momenty objawienia, na nieoczekiwane zwroty akcji. Planowość i spontaniczność – myślę, że to właśnie te elementy konstrukcyjne tworzą komplementarny, wielowymiarowy, a przede wszystkim ciekawy świat przedstawiony. W „Błękicie” to podejście też doskonale się sprawdziło. Pod względem kryminalistycznym w tej powieści znalazło się wiele specjalistycznej wiedzy z zakresu palinologii kryminalistycznej, grafologii, psychologii i medycyny sądowej.
W unikalny sposób rejestrujesz również lokalną rzeczywistość, odnosząc się do ulicznej sztuki, choć nie tylko.
Pojawiły się też nawiązania do historii trójmiejskiego street artu i innych przejawów kultury lat dziewięćdziesiątych. Starałam się również metodycznie budować wieloaspektowy łańcuch przyczynowo-skutkowy zbrodni, docierając do genezy i skutków zabójstwa, a także pokazując to wydarzenie z perspektywy różnych bohaterów. I tutaj niewątpliwie planowa organizacja była kluczowa. Z drugiej strony w toku pisania wciąż pojawiały się nowe elementy, bohaterowie sami pokazywali mi, na co ich stać, co wpływało na różne nieoczekiwane nawet dla mnie plot twisty. I tak przykładowo było z zakończeniem. Gdy zostało mi raptem kilka rozdziałów do napisania, nagle w mojej głowie pojawiła się scena, która rzuciła zupełnie inne światło na ostateczne rozwiązanie. Dosłownie zobaczyłam przed oczami jednego z bohaterów „Błękitu”. Wyciągał palec i wskazywał na innego bohatera. Tak, jakby obnażał prawdziwego zabójcę. Wtedy zrozumiałam, że to jeszcze nie koniec. I tym sposobem, choć tym razem deadline gonił mnie tak szybko, jak nigdy wcześniej, napisałam najdłuższy jak do tej pory kryminał. Pozwoliłam tej historii wybrzmieć na jej własnych zasadach.

„Zmarła śmiercią męczeńską” – absolutnie upiorna tabliczka, która została znaleziona przy ciele Neli Soby, to zwiastun sprawy przerażającej, ale i fascynującej zarazem. Bo przyszła studentka medycyny była praktycznie postacią nieskazitelną w oczach innych. Zastanawiam się, czy tworząc kolejne sceny zbrodni, autorka w dalszym ciągu odczuwa tak silne emocje, jak było to na początku? Innymi słowy, czy zło nie stało się dla Ciebie czymś powszednim i banalnym?
Bynajmniej. Im więcej uczę się o złu, im więcej o nim piszę, im bardziej zaczynam je rozumieć, tym bardziej mnie przeraża. Bo zło w istocie bywa banalne – bezemocjonalne, bezrefleksyjne, u sprawców często nie budzi żadnej głębszej refleksji, żadnych wyrzutów sumienia. A po tej drugiej stronie wywołuje piekło. Prawdziwe piekło na ziemi dla bliskich, wybrukowane niewyobrażalną tęsknotą, granicznym bólem, pragnieniem zniknięcia w tej wszechogarniającej pustce, jaką ktoś po sobie pozostawił. Na stratę nie da się znieczulić. Przerabiam ten temat w każdej swojej książce i swojej pustki nigdy nie zalepiłam.
Swoisty przełom w sprawie następuje wówczas, gdy w śledztwo zaczyna angażować się Anna Górska, partnerka Bilskiego. To ona orientuje się, że w 1995 roku wydarzyła się podobna zbrodnia. Co więcej, wówczas winowajca nigdy nie został schwytany. Można odnieść wrażenie, że „Błękit” to taki swoisty moralitet, traktat o sprawiedliwości, a nie tylko psychologiczny thriller. Choć w tym aspekcie książka jest zrealizowana wręcz wzorcowo.
A wiesz, że tym razem bardzo mnie korciło, by Leopold Bilski nie wykrył całej prawdy, a tym samym, by sprawcy nie ujęto? Rozważałam, a raczej napisałam zakończenie, w którym Bilski coś przeczuwa, ale nie ma wystarczających dowodów, by to potwierdzić. Natomiast czytelnik w ostatnim rozdziale miał dostać wgląd w to, co wydarzyło się przed laty. Ale ostatecznie uznałam to rozwiązanie za nie w pełni satysfakcjonujące. I faktycznie chodziło o poczucie sprawiedliwości, bo to ono daje ukojenie i oczyszczenie po przeczytaniu kryminału. Myślę, że obok świadomości, że istnieniu zła nie sposób zaprzeczyć, ważne jest poczucie, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, a każda zbrodnia zostanie ukarana. To sublimuje to nieznośne uczucie niepokoju, jakie wywołuje w nas obcowanie z niegodziwością.

Prokurator ściąga do współpracy psychologa sądowego Marcina Chraboła i palinolożkę Janinę Hinc. Tym samym określasz różne perspektywy w analizowaniu zbrodni, ale także sposobie dochodzenia do prawdy. Jak właściwie wyglądało Twoje przygotowanie do spisywania opowieści?
Przed przystąpieniem do pracy nad każdą powieścią, kupuję szereg książek i zbieram materiały z najróżniejszych dziedzin. Do zbrodni i prowadzonego w związku z nią śledztwa podchodzę w sposób komplementarny – analizuje je zarówno pod względem emocjonalnym i psychologicznym, jak i badam przez pryzmat odmiennych dziedzin naukowych. W „Błękicie” posłużyłam się między innymi wiedzą zaczerpniętą z zakresu profilowania kryminalistycznego oraz grafologii sądowej, co dało moim czytelnikom liczne tropy interpretacyjne. Do piątego tomu serii „Kolory zła” przeniosłam ponadto postać palinolożki sądowej, Janiny Hinc, która narodziła się podczas pisania serii „Granice ryzyka”. Dzięki temu zabiegowi w powieści pojawiły się ślady przyrodnicze zbrodni, bo palinologia kryminalistyczna skupia się na tym, czego nie widać gołym okiem – pyłkach roślin, zarodnikach grzybów, składzie gleby i mikrośladach. Ta wyspecjalizowania dziedzina biologii kryminalistycznej praktykowana jest z powodzeniem w Wielkiej Brytanii, Australii i Nowej Zelandii, natomiast w Polsce i w większości państw wciąż rozwija się tylko w teorii. Uznałam jednak, że wkomponowanie tych elementów do fabuły mocno wzbogaci świat przedstawiony „Kolorów zła”.
Już w tym momencie przedstawiłaś prawdziwe nasycenie „Kolorów zła”. Wszakże „Błękit” to już piąta część cyklu. Jakie są Twoje plany na literacką przyszłość?
Obecnie pracuję nad szóstym tomem „Kolorów zła”, a wybrany kolor bardzo sensualnie kreuje aurę i klimat tej historii. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, premiera książki już jesienią.