„Cyberpunk w zasadzie się ziścił…” – wywiad z Michałem Głowaczem, autorem książki „Żywy beton”

UDOSTĘPNIJ

Opowieść o ludzkich ułomnościach, rodzącym się szaleństwie, zbrodni i sekretach cywilizacji… „Żywy beton” to zaskakująco oryginalna, post-apokaliptyczna wizja przyszłości, w której natura odzyskuje swoje prawa, a technologia staje się zagrożeniem – oto sugestywnie rozpisane tło, na którym rozgrywa się intrygująca historia stworzona przez Michała Głowacza. Czym jest istota człowieczeństwa? Jakie zagrożenia i szanse przynosi rozwój sztucznej inteligencji? Co sprawia, że ludzie są moralni? O tym właśnie, między innymi, rozmawiamy z autorem książki „Żywy beton”. Publikacja ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.

Marcin Waincetel: „Żywy beton” to zaskakująco oryginalna, post-apokaliptyczna wizja przyszłości, w której natura odzyskuje swoje prawa, a technologia staje się zagrożeniem. Co było właściwą inspiracją, albo może raczej impulsem do stworzenia świata przedstawionego w „Żywym betonie”?

Michał Głowacz: Kiedy mowa o inspiracji, punktem wyjścia musi być „Post Regiment”. Dla niezorientowanych wyjaśniam, że „Post Regiment” to polski zespół punkowy, założony w drugiej połowie lat 80., rozwiązany w roku 2001. W posłowiu do „Żywego betonu” pozwoliłem sobie napisać, że powieść ta powstała w wyniku wielokrotnego i uporczywego odsłuchiwania płyty „Post Regiment” grupy „Post Regiment” (nazwa zespołu stanowi zarazem tytuł krążka). Nie ma w tym przesady. W pewien sposób, na pewnym poziomie, ten album zawiera ekwiwalent całej istotnej treści mojej książki. Nie jestem pewny, czy umiem to dobrze wyrazić. Słuchając tych utworów, przed oczami pojawiają mi się obrazy. Te obrazy przełożyły się na koncepcję powieści, niekiedy nawet na konkretne sceny. Każdego, kto myśli o tym, żeby sięgnąć po „Żywy beton” gorąco zachęcam do przesłuchania płyty „Post Regiment”, przed lekturą, po lekturze, a najlepiej w trakcie lektury. A jeżeli cały album wydaje się komuś przesadą, może przez brak czasu, albo niechęć do punkowych brzmień, to chociaż dwie piosenki – „Czarzły” i „Anioł”.

Ilustracja muzyczna jest więcej, niż sugestywna. Zdradź, proszę, jeszcze nieco informacji o konturach rzeczywistości, estetyce świata.

Jeżeli chodzi o samą estetykę świata, to miałem jeszcze jedną inspirację, której zresztą trochę się wstydzę. Mianowicie, kilka lat temu przez chwilę grałem w beznadziejną grę mobilną, która nazywała się „Battle Night”. Była to gra typu „gacha”, opierająca się kolekcjonowaniu bohaterów. Jeżeli chodzi o mechanikę rozgrywki, to nie nadawała się do niczego, natomiast bardzo podobała mi się od strony wizualnej. Klasyczny, futurystyczny cyberpunk, z robotami, mechanicznymi kończynami i wszczepami, koegzystował w niej z postaciami, że się tak wyrażę, zwierzęco-roślinnymi. I to wyglądało super. A do tego bardzo dobrze uzupełniało się z tekstami „Post Regimentu”. Stąd wzięła się, za przeproszeniem, szata graficzna świata w „Żywym betonie”.

Skoncentrujmy się na konwencji. Jakie elementy post-apokaliptycznego świata chciałeś podkreślić w swojej powieści? Bo miasto, w którym toczy się akcja, to fascynująca mieszanka futurystycznych rozwiązań i dzikiej przyrody. W tej rzeczywistości musi się odnaleźć Lulu, a więc nasza swoista przewodniczka.

Obawiam się, że na to pytanie nie udzielę satysfakcjonującej odpowiedzi. „Żywy beton” powstał jako cyberpunk. Tak się jednak składa, że z tym gatunkiem, jako aspirujący fantasta, mam pewien problem, zasadzający się na tym, że cyberpunk w zasadzie się ziścił. Może jeszcze nie od strony technologicznej, ale od strony socjologicznej – jak najbardziej. Organizacja społeczeństwa, prymat międzynarodowych korporacji, uzależnienie człowieka od technologii, przeciążenie informacyjne – jeżeli chcę zobaczyć cyberpunk, to wystarczy, że wejdę na dowolny portal z newsami. Pisać powieści realistycznej w ogóle nie miałem ochoty. Dlatego w stworzonym przeze mnie świecie trochę nabroiłem. Nie żeby napawać się katastrofą i mienić się zwiastunem apokalipsy, tylko żeby wprowadzić do mojego cyberpunku więcej elementów fantastycznych. Powstałe w ten sposób akcenty postapokaliptyczne to tak naprawdę tylko efekt uboczny. Ma to natomiast dodatkową, interesującą konsekwencję. O ile bowiem Miasto stanowi dla naszej bohaterki codzienność i możemy w jej towarzystwie zwiedzać jego zakamarki, o tyle Las jest obcy również dla niej. W Lesie ona też będzie potrzebować przewodnika.

Natura i kultura. Społeczeństwo i cywilizacja. Technologia… W „Żywym betonie” technologia odgrywa kluczową rolę. Jakie rozważania na temat rozwoju technologii chciałeś przekazać swoim czytelnikom?

Tutaj sprawa jest prosta. Chodzi o sztuczną inteligencję. Jakiś czas temu spotkałem się z opinią, że kwestia bezpieczeństwa SI jest najważniejszym problemem, przed którym stoi obecnie ludzkość. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Muszę jednak dodać, że jest to problem w swej naturze dość niewdzięczny. Może bowiem zdarzyć się tak, że sztuczna inteligencja wymknie nam się spod kontroli i sprowadzi na nas katastrofę o bezprecedensowej skali. Może jednak być i tak, że z dużej chmury spadnie mały deszcz, żadna ogólna sztuczna inteligencja nigdy nie powstanie i nie wyjdziemy poza etap bezrozumnych chatbotów. Z tego względu ostrzeżenia formułowane przez ekspertów do spraw bezpieczeństwa SI łatwo zbyć wzruszeniem ramion.

Nad jakimi pytaniami warto jednak się jeszcze skoncentrować w takich rozważaniach?

Sztuczna inteligencja stanowi dla nas fundamentalne wyzwanie kognitywistyczne i filozoficzne. Nasza teoria umysłu wciąż jest w powijakach, nie potrafimy w satysfakcjonujący sposób zdefiniować świadomości. Czy jeżeli stworzona przez nas sztuczna inteligencja wykształci jakiś rodzaj samoświadomości, to czy w ogóle będziemy umieli ją rozpoznać? Jak możemy zachować bezpieczeństwo w pracach nad sztucznym umysłem, jeżeli nie do końca rozumiemy, czym umysł w ogóle jest? I z drugiej strony, czy jeśli kiedyś zbudujemy inteligentną maszynę, która akurat nie będzie mieć wobec nas wrogich zamiarów, to czy będziemy gotowi przyznać jej równe nam prawa? Czy może będziemy próbowali traktować ją jak narzędzie? Udając sami przed sobą, że impulsy elektryczne krążące w mięsnej brei są w jakikolwiek sposób lepsze od impulsów przepływających przez metalowe przewody? „Żywy beton” oczywiście nie stanowi próby udzielenia odpowiedzi na te pytania, bo do tego brakuje mi wiedzy, kompetencji i pomyślunku. Niemniej w niektórych fragmentach powieści ta problematyka będzie się przewijać i być może skłoni kogoś do delikatnej refleksji.

Moralność i charaktery, czyli stopień złożoności postaci. Porozmawiajmy o Lulu. Główną bohaterką powieści jest kobieta specjalizująca się w nietypowym fachu – detektywistyce. Lulu porusza się po tym skomplikowanym świecie z pewnością siebie i determinacją. Jak najlepiej można byłoby ją scharakteryzować? Czego szuka i w co wierzy? Co więcej, czy w swoich przekonaniach jest ona również bliska autorowi książki?

Pewność siebie, którą wykazuje się nasza heroina, przechodząca nieraz, nie bójmy się tego powiedzieć, w bezczelność, to tylko fasada. Poza niezbędna do funkcjonowania w wykonywanym przez nią fachu (wydaje mi się, że najlepszym określeniem będzie tu „shadowrunner”). Sądzę, że zabrakło mi warsztatu, żeby to lepiej pokazać, ale Lulu w zasadzie przez cały czas jest przerażona. Do szpiku kości. Wojenna trauma, tytułowy żywy beton, ciągle siedzi w jej głowie. Ostatecznie jednak będzie musiała zmierzyć się ze swoją przeszłością. Chociaż nie, źle mówię. Nie „będzie musiała się zmierzyć”, lecz „zdecyduje się zmierzyć”.

„Żywy beton” jest bardzo wyraźnie podzielony na trzy części. Proszę zwrócić uwagę, że nasza bohaterka na końcu każdego z tych aktów mogłaby bez większych konsekwencji zrezygnować. Uznać, że jej robota jest skończona i wrócić do domu. A jednak brnie dalej, przyjmując filozofię wyrażoną cytatem „gdy dopadną cię pod murem, kiedy potną twoją skórę, to nic – ty musisz dalej iść”, który zresztą udało mi się bezpośrednio przemycić do książki. Pod tym względem zresztą Lulu stanowi moje przeciwieństwo. Moją sprawdzoną strategią w razie napotkania problemów jest pełna i bezwarunkowa kapitulacja.

Pytanie o moralność jest interesujące. Nie ma wątpliwości, że z naszego punktu widzenia Lulu jest osobą niemoralną. Bez oporów stosuje przemoc, nie ma też większych problemów z zabijaniem. Do pewnego stopnia takie zachowanie można usprawiedliwić przez okoliczności. Nasza heroina, jak większość cyberpunkowych bohaterów, funkcjonuje w świecie, w którym na moralność nie łatwo sobie pozwolić. Strzelisz pierwszy, albo zginiesz. Osobnik mający czyste sumienie, ale przy okazji martwy, nie bardzo nadaje się na główną postać powieści. Równocześnie Lulu wydaje się mieć dość otwartą głowę, tolerancyjne poglądy i mocne nastawienie antywojenne. Nie jest też wolna od wątpliwości. Wszystko to sprawia, że kusi mnie, żeby określić ją jako osobę, która w głębi duszy nie jest zła, lecz zło czyni. Chociaż to brzmi trochę jak oksymoron.

Powiedz, proszę, jak wyobrażasz sobie właściwie przyszłość homo sapiens – zarówno w skali krótko, jak i długoterminowej? I na ile wizja z „Żywego betonu” może się według Ciebie pokrywać z rzeczywistością?

Szansa, żeby jakiekolwiek znaczące elementy „Żywego betonu” się ziściły jest bliska zeru, więc tym nie musimy się przejmować. Nie będzie żadnego Lasu, żadnych zwierzoludzi, ani żadnej wojny z robotami – jeżeli spełni się najgorszy możliwy scenariusz i powstanie wroga człowiekowi sztuczna inteligencja, której nie będzie się dało kontrolować, to ona po prostu bez zadawania zbędnych pytań zmiecie nas z powierzchni ziemi. Z kolei problemy społeczne, takie jak korupcja struktur władzy, rasizm, czy konflikty wewnętrzne w społeczeństwach wielokulturowych mamy już teraz – to nie jest wizja przyszłości, lecz stan zastany. Co prawda nie wygląda na to, żeby te problemy miały zniknąć.

Wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości czeka nas dominacja nurtów antyintelektualnych. One są obecne w nowożytnej kulturze zachodniej od bardzo dawna. Wprawdzie przez jakiś czas były zepchnięte na margines, obecnie jednak zaczynają przeważać. Parafrazując pewnego niezbyt przeze mnie lubianego poetę, czucie i wiara znowu silniej mówi do ludzi, niż mędrca szkiełko i oko. Nie sądzę, żeby miało nam to przynieść wiele dobrego, ale raczej nic na to nie poradzimy.

Co do przyszłości długoterminowej, to możemy tylko spekulować. Osobiście uważam, że jeżeli ludzkość ma w ogóle mieć jakąś godną wzmianki przyszłość, to musimy pójść jedną z dwóch dróg – albo w stronę przeniesienia świadomości do świata wirtualnego, albo ku gwiazdom, w poszukiwaniu nowych planet, które moglibyśmy zasiedlić. Oba te scenariusze są obecnie całkowicie niewykonalne, ale mówimy przecież o odległych horyzontach czasowych. Te dwie drogi stworzyłyby nam, jako gatunkowi, nowe jakościowo możliwości, nowe perspektywy. Jeżeli nie pójdziemy żadną z nich, to jest spora szansa, że będziemy marnieć, dusić się we własnym sosie, w coraz bardziej zdewastowanym środowisku, targani coraz to nowymi konfliktami. Aż w końcu ktoś wciśnie czerwony guzik i zaświeci nam światło atomowe. Albo jakiś jego jeszcze bardziej niszczycielski odpowiednik.

Ale żaden ze mnie futurolog. Jest bardzo możliwe, że kompletnie się mylę.

Refleksje interesujące, bo wielowątkowe, podobnie jest zresztą za sprawą Twojego „Żywego betonu”. Sakramentalne pytanie – nad czym obecnie pracujesz?

Cóż, „pracuję” to za dużo powiedziane. Mam plan powieści i od czasu do czasu skrobnę kilka linijek. Jest to opowieść o spisku mającym na celu pozbawienie życia władcy fikcyjnego królestwa. Pewne utrudnienie stanowi fakt, że ów władca jest nieśmiertelny. Cała akcja rozgrywa się w ciągu 12 godzin, w trakcie wielkiego balu. Nie jestem pewny, czy uda mi się tę historię dociągnąć do końca, a nawet jeśli, to będę miał problem ze znalezieniem wydawcy, który chciałby taką książkę opublikować. Ale kto wie?

W tym miejscu czuję się jednak w obowiązku nadmienić, że po „Żywym betonie” ukończyłem jeszcze dwie inne powieści. Pierwsza z nich to satanistyczny dieselpunk, co może brzmi interesująco, ale, jak się okazało, w moim wykonaniu interesujące nie jest. W praktyce powieść sprowadza się do tego, że odpychający główny bohater włóczy się po miasteczku górniczym, ćpa i przemawia. Nie udało mi się znaleźć wydawcy dla tej książki i wcale się temu nie dziwię. Co prawda jako autor jestem z niej bardzo zadowolony, ale jako czytelnik raczej bym jej nie polubił.

Druga z powieści, którą udało mi się skończyć to detektywistyczny steampunk fantasy, mocno inspirowany starą grą komputerową „Arcanum. Los tej książki nie jest jeszcze przesądzony, więc na wypadek, gdyby miała się kiedyś ukazać drukiem, nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów. Powiem może tylko, że akcja rozgrywa się w fikcyjnym mieście, w którym smog jest jeszcze gęstszy niż w moim rodzinnym Krakowie, a istotny element fabuły stanowią kamienie szlachetne.

Michał Głowacz urodził się 2 lipca 1986 roku i od tamtej pory zaskakuje wszystkich, że w ogóle przetrwał w tym świecie. Posiada tytuł magistra socjologii, co tylko potwierdza jego zdolność do analizowania, lubienia i nie lubienia ludzi. Debiutował w 2021 roku zbiorem opowiadań „Bajki postnuklearnej pustyni”. I choć marzenia z dzieciństwa dawno wyblakły, sukces jako pisarz nadal przed nim.

Michał spędza czas na długich spacerach, gapieniu się w ekran komputera i udawaniu, że cieszy go życie w kapciach. Jego ulubione miejsce to zielone góry Beskidów, gdzie jednak zbyt rzadko wraca, pewnie z obawy, że mogłoby mu się tam za bardzo spodobać…

Lubi fantasy i science fiction, co zaczęło się od momentu, gdy jego tata przeczytał mu „Władcę Pierścieni”. Od tego czasu uciekł w światy, w których ludzie są równie denerwujący, ale przynajmniej są elfy i smoki.

Jego styl życia to apatia, śmieszny chód i prosty strój, telefon dla seniorów, laptop na granicy funkcjonalności, a brak samochodu i niechęć do prowadzenia to tylko część jego uroku. Na pytanie, co by chciał powiedzieć czytelnikom, odpowiada krótko: „najlepiej nic”. Ale jeśli już musimy coś wiedzieć, to jego ulubione książki to „Ubik”, filmy – „Blade Runner”, a w muzyce dominuje punk rock. Sport? I tu zaskoczenie: curling.

W Fabryce Słów zadebiutuje powieścią „Żywy beton”, w której stworzył niesamowity futurystyczny świat w którym technologia i natura toczą nieustającą walkę o dominację.

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img