Wyjątkowo nieoczywista, ale doskonale przemyślana fabuła – napięcie i tajemnica na tle rynku wydawniczego… Oto rzeczywistość, którą postanowiła opisać Magdalena Majcher w swojej najnowszej książce „Deadline”. Brawurowo napisana powieść ukazała się za sprawą Wydawnictwo W.A.B. „Deadline” Magdaleny Majcher to powieść, która z powodzeniem łączy w sobie elementy thrillera psychologicznego z fascynującym spojrzeniem na kulisy rynku wydawniczego. Autorka umiejętnie buduje napięcie, które nie opuszcza czytelnika do ostatniej strony. Zapraszamy do specjalnego wywiadu z autorką, która odsłania nam sekrety swojego warsztatu pracy, literackie inspiracje i sposób kreowania zbrodniczych fabuł…
Kontekst i inspiracje:
Co stanowiło właściwy impuls do stworzenia powieści „Deadline”?
Magdalena Majcher: Od dawna wiedziałam, że chcę napisać thriller osadzony w realiach polskiego rynku wydawniczego. Ta myśl dojrzewała we mnie latami. Zbierałam doświadczenia przez ponad 8 lat i wiele razy myślałam „to gotowy materiał na książkę”, ale myślę, że „Deadline” nigdy by nie powstał, gdyby nie samotna noc w środku… lasu, po spotkaniu autorskim w Debrznie….
Brzmi bardzo, ale to bardzo intrygująco…
Wylądowałam w oddalonym od kilka kilometrów od cywilizacji małym ośrodku domków letniskowych. Niby idylliczna sceneria – jezioro, las, cisza, spokój. Z tym że podczas mojego pobytu w ośrodku nie było żadnych innych gości, a obsługa nie została na noc w obiekcie, co oznacza że nocowałam tam sama z moją nieograniczoną wyobraźnią. I właśnie wtedy wymyśliłam kluczowe sceny „Deadline’u”. Uznałam, że to miejsce jest idealną scenerią thrillera.
Kulisy rynku wydawniczego:
Klara Figa, główna bohaterka książki, zmaga się z kryzysem twórczym i problemami w relacjach z wydawcą. Czy to, co przedstawiła Pani w „Deadline”, jest odbiciem rzeczywistych problemów, z jakimi borykają się współcześni pisarze? A może warto zapytać o proporcje, to znaczy – na ile prawda miesza się z fikcją w literackim „Deadlinie”?
Często jestem pytana o to, ile Klara Figa ma ze mnie samej. Jesteśmy zupełnie różne, Klara to introwertyczka i samotniczka, ja jestem stuprocentową ekstrawertyczką, inaczej wygląda też nasze prywatne życie. Ale jeśli chodzi o naszą twórczość… cóż, kiedy pracowałam nad tą książką, czasem miałam wrażenie, że piszę o sobie, mam tu na myśli te wątki związane z pisaniem i wydawaniem w Polsce. W „Deadline’ie” odsłoniłam kulisy prawdziwego życia pisarzy, wiernie opisałam realia polskiego rynku wydawniczego. Cały wątek kryminalny jest fikcyjny, ale dużo w tej książce prawdy na temat rynku książki, autorów i wydawców.
Stalker, czyli prześladowanie:
Motyw stalkera to popularny element wielu thrillerów. Co skłoniło Panią do wprowadzenia go do fabuły „Deadline” i jak chciała Pani go wykorzystać, by zwiększyć napięcie?
Cóż, od początku wiedziałam, jak się ta historia skończy. Ba! Ja ją całą wymyśliłam właśnie dla tego zakończenia, bo to ono było dla mnie od samego początku najważniejsze i całkowicie jasne. Świetnie się bawiłam, podsuwając czytelnikowi fałszywe tropy i ukrywając to, co dla mnie było oczywiste. Wątek stalkingu pojawił się więc zupełnie naturalnie jako klucz do rozwiązania zagadki.
Psychologia postaci:
Klara Figa to postać złożona, zmagająca się z wieloma wewnętrznymi konfliktami – zarówno w kontekście zawodowym, jak i prywatnym. Jak Pani pracowała nad stworzeniem tak wiarygodnej i wielowymiarowej bohaterki? W czym znajduje się wzorzec tudzież forma na tak interesująco skrojoną postać?
Dziękuję za dobre słowo. Odpowiadając na pytanie: cóż, nie mam pojęcia, jak się to robi! (śmiech) Kiedy piszę, nie zastanawiam się nad żadnym wzorcem, formą czy kluczem. Nie myślę też o tym, jak moja książka zostanie odebrana, kto ją przeczyta i jak oceni bohaterów. Takie refleksje pojawiają się dużo później, kiedy książka już się drukuje, a ja mogę tylko czekać na werdykt. Kiedy tworzę, po prostu skupiam się na tym, aby jak najlepiej wykonać swoje zdanie. Mam historię do opowiedzenia i to na niej się koncentruję, wsłuchuję się w nią, wnikam głęboko w psychikę moich bohaterów. Czuję ich emocje, doskonale ich rozumiem, choć – tak jak Klara – nie widzę swoich bohaterów. Nie mam pojęcia, jak wyglądają. Jestem w ich wnętrzu, a wokół nie ma luster.
Relacja autorka-asystentka:
Współpraca Klary Figi z Ewą jest pełna napięcia i tajemnic. Jakie znaczenie ma ta relacja dla rozwoju fabuły i dla samej Klary?
Bardzo dobrze pisało mi się sceny z udziałem Klary i Ewy. Mistrzyni i jej uczennicy. Doświadczonej pisarki i młodej dziewczyny, która po cichu marzy o napisaniu i wydaniu książki. Myślę, że ich wzajemne powiązania są kluczowe dla całej fabuły i dla samej Klary. Tworzenie tej niejasnej, tajemniczej i nieco toksycznej relacji było dla mnie czystą przyjemnością. W ogóle „Deadline” był pierwszą od dawna książką, która nie była dla mnie samej źródłem większych dram. Odkrywałam przy niej na nowo przyjemność z zabawy słowem i już dawno nie podeszłam do napisania powieści z takim luzem.
Kryzys twórczy:
Klara zmaga się z brakiem weny. Czy Pani sama doświadczyła podobnych problemów i w jakim stopniu wpłynęły one na powstanie powieści? I czy owa „mityczna” wena to coś, co musi się zawsze pojawić przed rozpoczęciem pracy nad daną książką?
Tak, ten wątek oparty jest na moich osobistych doświadczeniach. Zebranie i opisanie wszystkich moich wątpliwości, obaw i słabości z tamtego czasu stanowiło dla mnie swego rodzaju terapię. Potrzebowałam tej książki, aby pójść dalej, aby zaakceptować własne słabości wynikające z miejsca, w którym jestem, i zacząć postrzegać szklankę jako do połowy pełną, a nie pustą.
Nie do końca wierzę w istnienie czegoś takiego jak wena. Uważam, że to nic innego, jak po prostu kondycja psychiczna twórcy. Kiedy się rozsypałam, rozsypała się też moja twórczość. Teraz, gdy znów czuję się silna, pisanie ponownie jest czymś naturalnym.
Thriller psychologiczny:
„Deadline” to nie tylko kryminał, ale też głęboki thriller psychologiczny. Jakie elementy fabuły chciała Pani wykorzystać, aby budować napięcie i intrygować czytelnika?
I znów muszę odpowiedzieć wymijająco: że nie wiem! (śmiech) To nie tak, że ja świadomie wszystko planuję: tu będzie wznosząca się akcja, wprowadzimy konflikt, potem akcja trochę zwolni, tu będzie punkt kulminacyjny, a tam wprowadzimy jakiś wątek poboczny, żeby jeszcze potrzymać czytelnika w niepewności. Ja to wszystko robię, ale zupełnie intuicyjnie. Kiedy zaczynam pisać książkę, znam jej początek i zakończenie, wiem mniej więcej, co wydarzy się pomiędzy, to znaczy mam w głowie rozpisane główne wątki, ale to wszystko. Gdybym miała powiedzieć, ile procent stanowi efekt planowania, a ile bieżącego snucia historii, byłoby to dwadzieścia procent do osiemdziesięciu. Daję się prowadzić opowieści, pozwalam jej się napisać.
Zwroty akcji:
Książka obfituje w zaskakujące zwroty akcji. Czy były one zaplanowane od początku, czy też pojawiały się spontanicznie w trakcie pisania?
Te najważniejsze były zaplanowane od samego początku, bo miały doprowadzić do konkretnego zakończenia, ale spora część pojawiła się spontanicznie.
Rynek wydawniczy:
W powieści pojawiają się krytyczne uwagi na temat współczesnego rynku wydawniczego. Jakie zmiany chciałaby Pani zobaczyć w tym środowisku?
Coraz poważniej myślę o kursie dla debiutujących i raczkujących autorów, o którym Hanna Szterleja wspomina w książce. Rzeczywiście sądzę, że większość naszych rozczarowań wynika z tego, że nie mamy pojęcia, czego w ogóle możemy się spodziewać po wydaniu książki, mamy wygórowane oczekiwania i nadzieje, wobec tego trudnego rynku, nie rozumiemy, jaka jest rola wydawcy, a co my sami możemy i powinniśmy zrobić.
Bardzo celne i mądre spostrzeżenie.
Ponadto uważam, że źródłem wielu problemów na tym rynku jest nadprodukcja – w kraju, w którym siedem procent Polaków deklaruje, że czyta książki regularnie (czyli siedem i więcej tytułów w danym roku), wydaje się rocznie ponad 30 tysięcy tytułów. Oczywiście, możemy zastanawiać się, dlaczego poziom czytelnictwa jest taki niski, ale ten problem istnieje od nas i mimo licznych kampanii i akcji mających na celu zwiększenie świadomości społecznej, nie udało się go rozwiązać. Kanon szkolnych lektur też nie sprzyja rozwojowi czytelnictwa, ale to temat rzeka.
Wracając do głównego wątku: w myśl zasady „jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie”, od jakiegoś czasu piszę mniej i wolniej. Uważam, że wychodzi to na dobre zarówno mnie, jak i moim czytelnikom, bo mają szansę odkryć innych autorów. Myślę, że ograniczenie liczby wydawanych tytułów zwiększyłoby nakłady i wydłużyło cykl życia książki, ale wiem, że to utopia. Mało kto się wyłamie, bo przecież konkurencja nie śpi, więc wciąż wydaje się więcej i więcej, a przeciętny czytelnik nie ma możliwości przeczytać wszystkich tych książek i musi wybierać.
Chciałabym też, aby przestano postrzegać okradanie autorów i wydawców w kategorii niskiej szkodliwości czynu i aby piractwo stało się zjawiskiem o charakterze marginalnym. Jakiś czas temu policzyłam, na jakie straty naraził mnie youtuber udostępniający nielegalnie moje audiobooki. Pomnożyłam liczbę wyświetleń przez cenę jednostkową za audiobooka. 115 tysięcy złotych za trzy książki. STO PIĘTNAŚCIE TYSIĘCY! W życiu nie zarobiłam tyle na tych trzech audiobookach.
Następne projekty:
Czy już teraz może Pani zdradzić coś o swoich planach na przyszłość? Czy możemy spodziewać się kontynuacji przygód Klary Figi lub zupełnie nowej historii?
Nie, „Deadline” to jednotomowa, zamknięta historia i nie spotkamy się ponownie z Klarą. Natomiast wiosną ukaże się pierwszy tom mojej nowej serii inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami.