Nele Neuhaus to niemiecka pisarka, autorka bestsellerowych kryminałów. Urodzona w Münster – Westfalii, dorastała w Paderborn, od dzieciństwa mieszka natomiast w malowniczych okolicach gór Taunus i pisze książki. Światową sławę osiągnęła dzięki serii kryminałów z komisarzami Oliverem von Bodensteinem i Pią Kirchhoff. Ich akcja rozgrywa się w dobrze jej znanych górach Taunus. Wśród nich są na przykład położone na południowych stokach miasteczka Königstein i Kronberg.
Kryminały sprzedały się dotąd w liczbie ponad jedenastu milionów egzemplarzy i przetłumaczono je na trzydzieści dwa języki, m.in. włoski, hiszpański, holenderski, koreański, rosyjski, brazylijski, polski, chiński, czeski, chorwacki, grecki i angielski. W jaki sposób Nele Neuhaus kreuje swoje literackie fabuły? Co sprawia, że odczuwa satysfakcję z kreślenia zbrodniczych intryg? Autorka opowiedziała nam o warsztacie pisarskim, wartościach w sztuce i planach na przyszłość. Jej książki ukazują się nakładem Wydawnictwa Media Rodzina/Gorzka Czekolada. Wywiad przełożyła Anna Urban.
Literackie konteksty – początek drogi
Marcin Waincetel: W jednym z wcześniejszych wywiadów powiedziała Pani, że popularność kryminału bierze się z sugestywnie wykorzystanej emocji strachu. Czy w dalszym ciągu podtrzymuje Pani swoje stanowisko? Być może uzna to Pani za prowokujące, ale zastanawiam się, czy już po masowej pandemii – a dalej w trakcie wojny rosyjsko-ukraińskiej – zło nie uległo pewnemu zbanalizowaniu. Stało się zwykłą statystyką.
Nele Neuhaus: To bardzo ciekawe pytanie! Ja jednak obstaję przy tym, że czytamy kryminały i oglądamy seriale o zbrodni, bo odczuwamy strach, a jednocześnie pozostajemy bezpieczni w domowym zaciszu. Czytanie o fikcyjnych przestępstwach pozwala nam oderwać się od okrucieństw prawdziwego świata. Jeśli o mnie chodzi, to zauważyłam, że obecnie wolę jednak czytać kryminały mniej brutalne i krwawe, a wcześniej nie robiło mi to różnicy.
Z tego, co wiem, pisaniem zaczęła się Pani interesować już w wieku pięciu lat, jeszcze przed nauką w szkole. Czy potrafi Pani wyjaśnić, skąd wzięła się taka naturalna potrzeba kreowania, a następnie spisywania opowieści?
Zawsze czułam wewnętrzną potrzebę wymyślania historii. Pamiętam, jak siedziałyśmy z siostrami przy stole i malowałyśmy całe popołudnie. Nasze dzieła opowiadały własne historie, a ja w pewnym momencie zaczęłam dopisywać do ilustracji tekst. Z czasem ilustracji było coraz mniej, a tekstu coraz więcej, ale chęć tworzenia historii pozostała we mnie do dziś i stała się częścią mnie.
Charaktery postaci, czyli psychologiczne aspekty zbrodni
Duet komisarzy, Pia Sander oraz Oliver von Bodenstein, są parą bardzo dobrze wykreowanych postaci, które zyskały rzesze czytelników. Jakie cechy osobowości tych postaci są dla Pani najważniejsze? Czy czerpie Pani inspirację z osób, które zna?
Na przestrzeni jedenastu tomów Pia i Oliver stali się pełnokrwistymi postaciami, o których myślę jak o prawdziwych osobach. To, co mówią, jak myślą i postępują, jest typowe tylko dla nich. Zresztą dokładnie tak samo mam w przypadku mojej serii dla młodzieży o Elenie i historii dla starszej młodzieży o Sheridan Grant (powieść Ostatnie lato w Nebrasce ukazała się w 2015 roku – przyp. tłum.). Ich najważniejsze cechy charakteru sprawiają, że są autentyczni i wiarygodni. Dobra postać powinna mieć potencjał rozwojowy, musi zaliczać klęski i mieć słabości, jednak na końcu zyskać osobowość, z którą można się utożsamić podczas lektury.
Co sprawia, że ludzie dokonują zbrodni? Czy to efekt wychowania? Takiego, a nie innego genotypu? W swoich powieściach podsuwa Pani różne tropy, prowokując coraz to nowe pytania w tym zakresie.
Do tej pory wymyśliłam sobie jedenaście spraw kryminalnych i intensywnie zajmowałam się tą kwestią, bo to jest kwestia kluczowa, jeśli chodzi o zbrodnię. Bardzo często do odebrania komuś życia dochodzi w afekcie, a sprawca nigdy wcześniej nie był karany. Jako autorkę interesuje mnie najbardziej, co sprawiło, że dana osoba posunęła się do takiego czynu, by rozwiązać problem albo wyzwolić się z sytuacji bez wyjścia. Jednak mamy też notorycznych przestępców, którzy nie posiadają czegoś takiego jak kompas moralny, bo albo urodzili się źli, albo otoczenie uczyniło z nich osoby bezlitosne i pozbawione współczucia. Istnieją także najbardziej chorzy sprawcy, którzy poprzez wykorzystanie we wczesnym dzieciństwie albo uszkodzenie kory przedczołowej nie są w stanie odróżnić dobra od zła.
Nie da się ukryć, że w Pani powieściach zło często przybiera zaskakujące formy. Co Panią fascynuje w psychologii przestępców? Czy uważa Pani, że w każdym człowieku drzemie potencjał do zła?
Tak, jestem o tym przekonana. To niekoniecznie musi zaraz oznaczać morderstwo, czy gotowość do popełnienia przestępstwa, a wykroczenie – kradzież czy przywłaszczenie cudzej własności, przekroczenie prędkości, uszkodzenie mienia. Ludzie, którzy nagle znajdą się pod ogromną presją, mogą być w stanie zranić, a nawet zabić drugiego człowieka. Kiedy przyjrzeć się danej sytuacji z boku, można często dojść do wniosku, że przyczyny zajścia były wręcz banalne, często dochodzi do głosu urażona próżność, zwłaszcza przy zbrodniach popełnianych przez kobiety. Mimo wszystko, ja jednak wierzę w dobro drzemiące w ludziach i mam nadzieję, że nasz świat mimo kierunku, w jakim zmierzamy, nie pogrąży się w chaosie i destrukcji.
Krajobraz zbrodni i odniesienia kulturowe
Odzwierciedlenie rzeczywistości musi czynić fikcję bardziej interesującą. Akcja Pani książek rozgrywa się w górach Taunus. Wśród nich są np. położone na południowych stokach miasteczka Königstein i Kronberg. Co może powiedzieć Pani o tym regionie? Dlaczego jest tak interesujący? Nie tylko z perspektywy autorki kryminałów.
Region, w którym rozgrywa się akcja moich kryminałów, jest bardzo zróżnicowany. Na południowych stokach na zachód od Frankfurtu znajduje się wiele miasteczek. W Taunusie przednim, gdzie mieszkam, z miasteczek powstały miasta, w których mieszkają różni ludzie. Ze względu na położenie w niewielkiej odległości od Frankfurtu, lotniska i gęsto zaludnionego regionu między rzekami Renem i Menem, moja mała ojczyzna jest bardzo żywa. Wiele międzynarodowych firm ma siedzibę we Frankfurcie i okolicy, i dlatego mamy wielu obcokrajowców, a tempo życia jest tu zawrotne. Miasta Königstein i Bad Homburg zamieszkują w większości bardzo zamożni, niektóre dzielnice Frankfurtu stanowią skupiska osób w trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej, a poprzez napływ uchodźców z Afganistanu, Syrii, Afryki, ale też z Ukrainy, zyskaliśmy nową społeczną perspektywę. Innymi słowy, region gór Taunus posiada ogromny potencjał, jeśli chodzi o ludzi i ich historie.
Wielokrotnie pojawiają się opinie, że historię Pani sukcesu czyta się jak bajkę. I to z pewnością nie tylko za sprawą nawiązujących do baśni braci Grimm tytułów jak „Śnieżka musi umrzeć”, czy „Zły wilk“… choć to również ciekawe. Skąd pomysł na takie kulturowe referencje?
Pomysł, żeby zatytułować czwarty kryminał w serii „Śnieżka musi umrzeć”, przyszedł mi podczas pisania. Występuje w nim postać Stefanie Schneeberger, to śliczna młoda dziewczyna o długich czarnych włosach, której w szkolnym przedstawieniu przypadła rola Śnieżki, a co za tym idzie bohaterka spotkała się z zazdrością ze strony koleżanek. Ten tytuł zmienił moje życie. Do dziś jestem przekonana, że spektakularny sukces tej książki latem 2010 roku zawdzięczam właśnie jemu. A „Zły wilk”, dwa tomy później, po prostu idealnie pasował. A ponieważ jako dziecko uwielbiałam czytać baśnie, lubię nadawać swoim książkom baśniowe tytuły.
Sztuka kryminału – śmierć zapisana w literaturze i na ekranie
Zastanawiam się, jak wygląda Pani proces twórczy? Czy ma Pani jakieś rytuały lub zwyczaje, które pomagają Pani w pisaniu?
Jestem bardzo zdyscyplinowaną i pragmatyczną pisarką. Podczas etapu planowania i pisania konspektu czas mojej pracy jest jeszcze elastyczny, ale kiedy już siadam do właściwego pisania, które przy bardzo złożonym kryminale trwa około czterech miesięcy, każdego dnia o godzinie 10.00 jestem przy biurku, a po przerwie obiadowej pracuję do wieczora. Potrzebuję notatek, dużego monitora i absolutnej ciszy. Nic nie może mnie rozpraszać, bo muszę być całkowicie skupiona na pracy.
Czy ogląda Pani seriale na podstawie swoich książek? Jeśli tak, to jakie ma Pani wrażenia? Czy czuje Pani się zaangażowana w proces adaptacji?
Kiedy twoje książki zostają zekranizowane, to z jednej strony oczywiście ogromny zaszczyt, ale z drugiej – pożegnanie z własną historią, bo osoby pracujące nad ekranizacją zmieniają w zasadzie wszystko. Scenarzyści i reżyserzy uważają się za artystów i nie wahają się pozostawić na adaptacji powieści swojego śladu. Na początku szokowało mnie to i wręcz raniło, zdarzało mi się nawet płakać ze złości i bezsilności, ale teraz już mnie to nie dotyka. Książka i film należą do różnych mediów, a film daje rozrywkę milionom odbiorców.
Co stanowi największe wyzwanie, a co przynosi największy rodzaj satysfakcji w trakcie pisania tak złożonej i bestsellerowej serii kryminałów, jak cykl o Oliverze von Bodensteinie i Pii Kirchhoff?
Największe wyzwanie stanowi dla mnie to, aby każda kolejna książka mojego autorstwa była coraz lepsza. Jestem osobą bardzo samokrytyczną i nieustannie pracuję nad tym, żeby się rozwijać. Czasem to bardzo wyczerpujące. Podczas pisania wszystkie wątki mam w głowie i to ja trzymam wodze. Całe miesiące prowadzę jakby podwójne życie – to prawdziwe i to, które należy do moich bohaterów. A kiedy historia ma się ku końcowi i wszystkie wątki się łączą, kiedy znam wszystkie związki i widzę pełen obraz, a słowa spływają mi z palców na klawiaturę, to dla mnie jako pisarki największa satysfakcja.
Przyszłość i plany
Jakie są Pani plany na przyszłość? Czy możemy spodziewać się nowych przygód komisarzy Kirchhoff i von Bodensteina?
Z całą pewnością zamierzam napisać jeszcze co najmniej dwa kryminały z Oliverem von Bodensteinem i Pią Sander (wcześniej Kirchhoff), pomysły już mam. Niedługo zabieram się do pracy nad dwunastym tomem serii, którego premiera przewidziana jest w Niemczech na jesień 2025 roku.
Wywiad przełożyła Anna Urban