„Nie ma lepszego kontrapunktu dla życia niż śmierć…” – Wywiad z Maxem Czornyjem, autorem książki „Maestro”

UDOSTĘPNIJ

Max Czornyj, z wykształcenia prawnik, autor bestsellerowych książek, takich jak „Grzech”, „Rzeźnik” czy „Zimny chirurg”, powraca z zupełnie nową historią pod tytułem Maestro. Wielka miłość do tanatopraktorki, luksusowe potrawy i wspólna zbrodnia zaprowadzą was prosto w odmęty morderczego szaleństwa. Przełamcie wszelkie tabu. Po tej lekturze już nigdy nie będziecie tacy sami. Lepiej zasiądźcie do niej na czczo i z zapasem środków uspokajających. Z autorem książki, na łamach specjalnego wywiadu, rozmawiamy o literackich kontrowersjach, sztuce kreowania zbrodniczych fabuł, żonglerkach słownych i konfrontowaniu ze śmiercią. Powieść „Maestro” ukazała się nakładem Wydawnictwa Filia.

Marcin Waincetel: Maestro – tak niejednokrotnie zwracają się do Ciebie fani w Internecie. I takim właśnie tytułem opatrzyłeś swoją najnowszą powieść. Co stanowiło właściwy impuls do opracowania historii „Maestra”?

Max Czornyj: To nie dobry tytuł, skoro od razu nasuwa skojarzenia i domysły, zapada w pamięć, a do tego pobudza emocje. Taka też jest fabuła.

Zastanawiałeś się kiedyś nad granicami swojej wrażliwości kulinarnej? Czy zjadłbyś kacze płody z ledwie wykształconymi dzióbkami i piórami? Czy smakowałbyś ser z żywymi robakami, pełzającymi w środku lub wylatującymi z dziurek? A wreszcie – czy od takich eksperymentów nie jest blisko do popełnienia zbrodni? Jeśli odpowiesz, że tak, ja powiem, że te dania to przysmaki całych cywilizacji. A to tylko czubek góry lodowej. Dla hindusa polskie flaki to czyste zło, a dla muzułmanów galareta wieprzowa grzech nad grzechy…

Chodzi ci o to, że to kwestia religii?

Nie do końca. Choć religia często stanowi wypadkową możliwości kulinarnych oraz potrzeb higienicznych. Na tej samej zasadzie działa każde tabu. Mamy tabu nagości, bo pozwala nam na nie klimat. Mamy tabu śmierci, bo zwłoki stanowią zalążek epidemii.

Od kulinariów do zwłok. Tylko ty potrafisz tak łatwo powiązać te tematy.

Mięsożercy jedzą truchło, ot co. Zastanawiałeś się nad tym, że na przestrzeni dziejów miliony ludzi było kanibalami? Prawdopodobnie do dzisiaj istnieją plemiona praktykujące kanibalizm, a skoro pewne społeczności uznają coś za normę, dlaczego inne nie mogłyby tego zrobić? W końcu dwieście lat temu dla wielu demokracja była równie cudacznym pomysłem, co picie wina ze sfermentowanych szczurów. To wino stanowi nadal praktykowane panaceum w paru chińskich prowincjach. O tym jest ta książka. A także o pewnym pisarzu, telelinii dla samobójców i zbrodni….

W związku z publikacją książki „Maestro” możemy zaobserwować ogromne zainteresowanie czytelników. Zwraca się uwagę na nieoczywistą formę, autotematyczną treść, sztukę opisywania zbrodni, ale nie tylko… czy spodziewałeś się takiego odzewu ze strony fanów? Mówi się, że to jedna z Twoich najbardziej odważnych książek. Czy uważasz tym samym, że pisarz ma jakiś obowiązek wobec swoich czytelników?

Owszem, odzew jest ogromny i właśnie to potwierdza, że moje podejście do wspomnianych przez Ciebie obowiązków jest słuszne. A ja nieustannie powtarzam, że jedyny obowiązek pisarza wobec czytelników stanowi niecenzurowanie się. Wyleję na siebie jak zwykle wiadro pomyj, ale niestety niemal żaden z autorów się z tego nie wywiązuje. Nie chodzi o cenzurę w kontekście wulgarności języka, lecz samej treści. W ogóle przecież „vulgaris” oznacza coś powszechnego, zwykłego, a my zrobiliśmy z tego tabu. Tak, jak z pewnych względów niegdyś Wulgata wywoływała kontrowersje, nie przyrównując, tak wywołują je moje książki. Jesteśmy bardzo sfrustrowanym społeczeństwem, w epoce pełnej rozdygotania. Polityczna poprawność wykastrowała nas z potrzeby logicznego myślenia, a nawet usprawiedliwia czyste odklejenie od zdrowego rozsądku. Fabuła może się nie kleić, byle znalazło się w niej coś, co niesie ideowy przekaz. Ja się tym brzydzę. A może raczej powinienem powiedzieć, że brzydzi się tym bohater „Maestra”…

No tak, niektórzy recenzenci wskazują, że w swojej książce obraziłeś wszystkich kogo tylko mogłeś, włącznie z samym sobą.

Czy to nie głupie? Nie jestem sadomasochistą. Jeżeli ktokolwiek kogokolwiek obraża to bohaterowie mojej książki, a ja umywam ręce od ich poglądów…

To właśnie żonglerka słowna.

Żonglerką słowną jest zmiana nazwy Cejlonu na Sri Lankę, góry Kościuszki na Kunama Namadgi, szczytu McKinley na Danali, czy jak mu tam. My, Europejczycy, w myśl politycznej poprawności mamy nazywać górę tak, jak nazywa ją jeden z alaskich ludów. Co z tego, że dziesięć innych plemion ma inne określenia, ale jacyś postępowcy poczuli się lepiej, bo myślą, że oddali głos autochtonom. Ciekawe, że w językach tychże plemion, Europejczyków określa się „krowimi plackami”, „wystającymi uszami” i tak dalej. Przecież to ich bezcenne dziedzictwo. To oczywiście pewna transfiguracja, ale z przymrużeniem oka Maestro to również literatura protestu. Właśnie przeciwko żonglerce słownej i odbieraniu mi moich własnych korzeni, genealogicznych oraz językowych. W wyniku tego trendu powstały tajemnicze narody nazistów, bolszewików i faszystów. A parę świetnych filmów wyleciało do lamusa z łatką kina dla zdegenerowanych.

Co do słów, tanatopraktor jest osobą, zajmującą się zabezpieczeniem i przygotowaniem ciała zmarłego do pochówku. I trzeba przyznać, że jesteś takim przewodnikiem po świecie literackiej zbrodni zapisanej na kartach „Maestra”. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w czasie pisania? A co przyniosło Ci najwięcej satysfakcji?

Pisanie musi być satysfakcjonujące per se. Jeśli powiem, że diabelnie mnie kręciło opisywanie „układu zamkniętego”, połączenia ust, jelit i tak dalej, to uznasz mnie za dziwnego. A jeśli dodam, że zasięgałem w tej sprawie konsultacji medycznej…

To…

Nie, nie musisz odpowiadać. Widzę Twoją minę, ale tak było. Po pierwsze, nie cenzurować się, a po drugie, być maksymalnie rzetelnym. Nic co ludzkie nie jest mi obce. Przede wszystkim grzeszność i skłonność do popełniania błędów.

W książce „Maestro” śmierć jest w pewnym sensie przedstawiona jako pewnego rodzaju katalizator zmian. Czy uważasz, że konfrontacja ze śmiercią może prowadzić do głębszego zrozumienia życia? Bo Maestro, prowadząc telelinię wsparcia dla osób mających myśli samobójcze, zmaga się z bardzo prowokującymi tematami…

Nie ma lepszego kontrapunktu dla życia niż śmierć. Tak jak o apetycie nie warto pisać dla najedzonych, bo nie poczują głodu, tak bez obudzenia dyskomfortu śmiercią, nikogo nie zainteresujemy życiem. Dla mnie każda książka to sposób pobudzenia emocji. Mówiliśmy już, że śmierć jest tabu. A niektóre tabu warto przełamywać… Mam prostą diagnozę, dlaczego staliśmy się tak ogłupiałym społeczeństwem. Masz odwagę ją usłyszeć?

Pewnie.

Dlatego, że zarzuciliśmy pożegnania zmarłych przy otwartych trumnach, zapomnieliśmy o fotografii post mortem i o zdejmowaniu masek pośmiertnych. Zapomnieliśmy jak żyć, pogubiliśmy się w marnotrawieniu czasu na bzdury, nie smakujemy życia, bo żyjemy tak, jakby śmierć nie istniała. A kiedy o niej mówimy ściszamy głos…

Przez szacunek.

No widzisz, znowu żonglujesz słownie. Szacunek wobec kogo czy czego? Śmierci czy zmarłego? Dziś nawet zawodowe płaczki zostałyby ocenzurowane i były mniej szanowane od pracownic zamtuzów… Ja szanuję życie, i o tym przede wszystkim jest Maestro. A przez to, tak wiele w nim śmierci…

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img