Marek Krajewski jest jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy, twórcą prawdziwych bestsellerów. Filolog klasyczny, specjalista w zakresie językoznawstwa łacińskiego, doktor nauk humanistycznych, przez czytelników i krytyków ceniony za wyjątkową erudycję i mistrzowsko prowadzone fabuły kryminalne. Autor serii kryminałów o Eberhardzie Mocku, pracowniku Prezydium Policji w przedwojennym Wrocławiu, oraz o Edwardzie Popielskim, komisarzu Policji Państwowej w przedwojennym Lwowie, powrócił niedawno za prawą nowej powieści pod tytułem „Słowo honoru”. O sztuce tworzenia, sekretach zbrodni, definiowaniu honoru i planach na przyszłość rozmawiamy w ramach specjalnego wywiadu z autorem. Książki Marka Krajewskiego ukazują się nakładem Wydawnictwa Znak.
Marcin Waincetel: Honor to pojęcie, które odnosi się zarówno do zaszczytu, tak zwanego dobrego imienia, również oznaki szacunku. A w jaki sposób definiuje ten termin Marek Krajewski? I czym jest to pojęcie w kontekście samego tytułu książki? Bo honor często jest wystawiany na próbę…
Marek Krajewski: Wolałbym zdefiniować pojęcia „człowiek honoru” i „słowo honoru”. Człowiek honoru jest to człowiek, na którym można polegać, jest to człowiek cieszący się reputacją osoby wiarygodnej. Jeśli człowiek honoru daje słowo honoru, to daje wiarygodną obietnicę, że za wszelką cenę coś uczyni lub od czegoś się powstrzyma. Musi danego słowa dotrzymać pod groźbą utraty szacunku i dobrej opinii u innych. Słowo honoru jest jak gwarancja. Dlatego należy być ostrożnym w dawaniu obietnic, bo są obietnice, których nie sposób dotrzymać. Kiedy dotrzymanie słowa staje się niemożliwe, człowiek honoru przeżywa straszliwy kryzys, następuje jego psychiczna dezintegracja, co znakomicie opisał Friedrich Dürrenmatt w swej powieści kryminalnej „Obietnica”. Wówczas na zachowanie honoru pozwala tylko jedno – samobójstwo. Mój bohater Edward Popielski w najnowszej powieści zbliża się do tej granicy. Musi dotrzymać słowa honoru, choć oprawcy, którzy chcą od niego wydobyć pewną tajemnicę, chwytają się metod bestialskich…
„Błaganiem o śmierć”, jak sam Pan twierdzi, definitywnie rozstał się z postacią Eberharda Mocka. Jednak nie jest to bynajmniej koniec ostateczny. Bo trzeba przyznać, że Mock w „Słowie honoru” ma do odegrania epizodyczną, ale za to bardzo istotną rolę. Nie jest chyba łatwo żegnać się z takim bohaterem? Dzięki niemu zresztą mógł Pan przenieść akcję powieści do Wrocławia anno Domini 1956 roku.
Mówiąc nieco żartobliwie, nigdy nie dawałem słowa honoru, że rozstanę się „definitywnie” z Mockiem. A tak całkiem poważnie – tak, ma pan rację, nie jest łatwo pisarzowi porzucić na zawsze bohatera, który jest protagonistą połowy książek napisanych przez tego pisarza. Pożegnanie z Eberhardem w „Błaganiu o śmierć” niektórzy czytelnicy przyjęli z pewnym żalem, co – paradoksalnie – jest komplementem dla mnie jako pisarza. Nie chcę ich zostawiać z poczuciem, iż ich ulubiony bohater całkiem przepadł. Pojawienie się Mocka w epizodzie „Słowa honoru” jest ukłonem w ich stronę.
„Słowo honoru” to „tragiczny wycinek XX wieku, II wojna światowa i regres człowieczeństwa”. Ale chyba również nauka o tym, że historia kołem się toczy, że „wojna się nie zmienia”. Bo wydaje się, że powojenne represje, okres rozliczeń, jest też czymś niezmiennym. Czy lubi Pan wystawiać swoich bohaterów na próby charakteru? Popielski jest w tym kontekście szczególnie doświadczoną postaci.
Wystawianie bohaterów na próbę nie jest kwestią moich upodobań, ale kwestią warsztatową. Współczesny autor kryminałów musi brać pod uwagę to, że główny bohater, detektyw, nie może już być – jak to było dawniej, choćby u Conan Doyle’a czy u Christie – postacią, o której czytelnik niewiele więcej wie, niż tylko to, iż jest obdarzona błyskotliwą inteligencją. Czytelnik lubi się identyfikować z detektywem, a może to uczynić tylko wtedy, gdy lepiej go pozna. A poznaje jego cechy najlepiej w sytuacjach trudnych, gdy bohater staje przed jakimś tragicznym dylematem, jak to jest w moim „Słowie honoru”.
W „Pasożycie”, a więc poprzedniej odsłonie cyklu, Popielski zostaje wysłany do Warszawy ze specjalną misją – ma odkryć, kim jest tytułowy insekt, sowiecki agent. „Słowo honoru” to z kolei pytanie o to, jaki wpływ na nową rzeczywistość (lata 50. XX wieku) może wywrzeć starzejący się oficer przedwojennego polskiego wywiadu. Skąd wziął się pomysł wyjściowy na „Słowo honoru”?
Przez „pomysł wyjściowy” rozumiem coś, co nazywam dominantą powieści. Dominanta w powieści szpiegowskiej, to odpowiedź na pytanie: „kim jest człowiek, który zdradził swoją ojczyznę i pracuje dla obcego wywiadu?”. W tym sensie „Słowo honoru” nie jest typową powieścią szpiegowską, lecz powieścią sensacyjną, która ma być odpowiedzią na pytanie: „jak silna musi być osobowość człowieka, aby mimo potwornej presji nie złamał danego słowa?”. I tę dominantę podpowiedział mi Conradowski „Lord Jim”. To właśnie ta powieść była moją inspiracją.
Pod koniec 2023 roku doszło do niecodziennego wydarzenia. Ponownego debiutu Marka Krajewskiego. Powieść kryminalna „Ostra”, osadzona we współczesności, była przecież otwarciem nowego etapu kariery, co sam Pan zresztą przyznawał. Czy detektyw Ewa Skoczek oraz adwokatka Gośka Drewnowska powrócą?
Powieść „Ostra” była zapowiedzią pewnej zmiany w mojej twórczości. Do momentu jej opublikowania przez ostatnie lata pisałem dwie powieści rocznie: jedną o Mocku, jedną o Popielskim. Z Eberhardem się rozstałem, a powieść o Ewie Skoczek i o Gośce Drewnowskiej zajęła w roku 2023 jego miejsce. Jej pojawienie się oznaczało, iż teraz będę szedł nieco zmodyfikowaną drogą literacką, którą mogę krótko określić: dwie powieści rocznie – jedna o Popielskim (z Edwardem na razie się nie rozstaję) i druga, która będzie całkiem innym kryminałem, niekoniecznie rozpoczynającym nową serię. To jest odpowiedź na pańskie pytanie. Obie panie już nie powrócą.
Marek Krajewski (ur. 1966) – autor serii kryminałów o Eberhardzie Mocku, pracowniku Prezydium Policji w przedwojennym Wrocławiu, oraz o Edwardzie Popielskim, komisarzu Policji Państwowej w przedwojennym Lwowie, a także horroru „Demonomachia”.
Zanim w 2007 roku poświęcił się całkowicie działalności literackiej, wykonywał różnorodne prace. W latach 1992–2007 był zatrudniony w Instytucie Filologii Klasycznej i Kultury Antycznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zadebiutował w roku 1999 powieścią „Śmierć w Breslau”.
Uhonorowany licznymi nagrodami i odznaczeniami, w tym Paszportem „Polityki” (2006) oraz Dolnośląską Nagrodą Kultury Silesia (2022). W 2023 roku otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia.
Jego książki były wielokrotnie adaptowane, zarówno na potrzeby teatru (m.in. 2019 – Mock. Czarna burleska w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu, reż. Konrad Imiela), jak i telewizji (Erynie, 2022, reż. Borys Lankosz).
Książki Marka Krajewskiego zostały przełożone na 21 języków.
Ze Społecznym Instytutem Wydawniczym Znak jest związany od 2008 roku.