A co, jeśli wszystko, co wydaje się nam przypadkowe, przypadkowe nie jest? Dlaczego naukowe odkrycia mogą stanowić śmiertelne zagrożenie? O sztuce zbrodni, gatunkowych konwencjach, naukowych thrillerach i poszukiwaniu wartości w literaturze rozmawiamy z Joanną Łopusińską, autorką książki „Zero”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B. Zapraszamy do lektury – zarówno zapisu rozmowy, jak i powieści, która wymyka się prostym definicjom, dostarczając absolutnie nieoczywistą rozrywkę dla wszystkich fanów literackich przeżyć.
Marcin Waincetel: Porozmawiajmy o kontekście dla powstania powieści „Zero”. Akcja książki osadzona jest we wrześniu 2012 roku, w Oksfordzie. Miejsce bynajmniej nie jest przypadkowe, bo przecież pracuje Pani na Uniwersytecie Oksfordzkim, a fabuła jest związana między innymi z nauką i polityką. Co stanowiło pretekst dla powstania „Zera”?
Joanna Łopusińska: Pierwszym thrillerem naukowym o Avie i Alexie, który napisałam był, osadzony w środowisku CERN-u i Wielkiego Zderzacza Hadronów, „Zderzacz”. „Zero” jest niejako jego kontynuacją, którą jednak można czytać osobno, jako tzw. stand-alone. Już w „Zderzaczu” Ava jest doktorantką Uniwersytetu Oksfordzkiego. Kiedy wiele lat temu planowałam „Zderzacz”, mieszkałam jeszcze w Warszawie, Oksford znałam jedynie pobieżnie, z wakacyjnych wojaży. Kiedy robiłam research do „Zera” było już jednak zupełnie inaczej, mieszkałam i pracowałam… w Oksfordzie, i choć trudno w to uwierzyć, wszystko to, było zadziwiającym zbiegiem okoliczności, albo jeśli ktoś woli, czystym przypadkiem! Impulsem do powstanie obydwu powieści były niepublikowane prace naukowe mojego byłego męża, o których szerzej piszę w posłowiu „Zderzacza” i „Zera”. Kiedy byliśmy małżeństwem mnóstwo z Krzysztofem podróżowałam w jego sprawach naukowych, uczestnicząc w rozmowach z naukowcami… Ponad dwa lata temu zaczęłam pracować na Uniwersytecie Oksfordzkim (professional services) i życie naukowe na nowo stało się moją codziennością. Chyba jestem na nauki ścisłe skazana…
„Zderzacz”, a więc poprzednia z Pani książek, została oparta na wspomnianym chwilę wcześniej niepublikowanym odkryciu, które wiązało się ze „wzorem na przypadek”. W tej części powraca zresztą nie tylko część bohaterów, ale niezwykle istotna jest naukowe spojrzenie na świat. Jak można określić główny motyw powieści „Zero”?
Tak jak wspomniałam wcześniej, czysty przypadek, w świecie „Zderzacza” okazuje się nie istnieć, wszystko co wydaje się przypadkowe, przypadkowe wcale nie jest, każdym nawet największym chaosem rządzi reguła, Reguła Przypadku, która rzeczywiście jest odkryciem Krzysztofa Zawiszy. Jeśli chodzi o „Zero” zajęłam się w nim jednym z największych tabu współczesności, a więc zerem właśnie. Kto na lekcji matematyki nie słyszał, w różnych wariantach, “nie dziel cholero nigdy przez zero” niech pierwszy rzuci kamieniem! Brak możliwości dzielenia przez zero blokuje rozwój szeregu nauk podstawowych. Wielu uczonych, w przyczynach braku dzielenia przez zero upatruje tabu właśnie: boimy się zera jako symbolu nicości i śmierci. To fascynujące jak takie podświadome lęki blokują rozwój zupełnie rzeczywistych dziedzin nauki. Zero jest jednak oczywiście jedynie wątkiem w „Zerze”, koniec końców ta książka to nie wykład naukowy, a thriller!
I jest to thriller niezwykle pasjonujący… Ava Majewska to z kolei bohaterka, która dokonuje odkrycia tyleż rewolucyjnego, co niebezpiecznego. Co więcej, kobieta nie wie, że od śmierci swojego brata jest pod ciągłą obserwacją. A czy były momenty, w których Majewska – mówiąc metaforycznie – mogła się wyzwolić z losów, które rozpisała przed nią autorka książka? Innymi słowy, pytam o sposób prowadzenia książki, określania planu pracy. Czy „Zero” to efekt skrupulatnego pisania od punktu, do punktu, w zgodzie z researchem, czy zdarzały się momenty spontaniczne i zaskakujące, również dla samej twórczyni?
Trudne pytanie! Nad każdą książką pracuję dość długo, daję sobie czas na research, na wczucie się w klimat powieści, bohaterów… Czytam, oglądam i zwiedzam, rozmawiam – i tak się wszystko powoli układa, a jednocześnie wykuwa! Mam czasem takie poczucie, że te moje książki już gdzieś tam w “meta-świecie” są, że ja dopiero je odkrywam. Wiem, że to brzmi troszkę dziwnie, ale tak to czuję, że nie wszystko zależy ode mnie, że często pętają mnie poprzednio stworzone światy oraz konsekwencje naukowych odkryć wprowadzonych w poprzednich częściach. W „Zderzaczu” to Reguła Przypadku, dlatego pisząc „Zero” musiałam “napisać” świat po Regule właśnie… Jak się zmienił i… czy się zmienił. Często wydaje nam się, że przełomowe odkrycia zrewolucjonizują świat, a one… umierają przemilczane. Spotkało to największych z największych. Wracając jednak do pytania, takich powieści jak „Zderzacz” i „Zero” nie da się pisać bez planu. Zaczynam od prostych schematów z mnóstwem znaków zapytania, potem plan się rozrasta, pojawiają się wątki poboczne, komentarze… W międzyczasie dorabiam research. Właściwie to research nigdy się nie kończy, zawsze trzeba się czegoś więcej dowiedzieć… I tak, niektóre wątki czy rozwiązania pojawiają się spontanicznie, wynikają z prowadzonej akcji, cech osobowych bohaterów i tak dalej.
Wielka nauka, światowa polityka, nieoczywiste relacje międzyludzkie – podszyte zazdrością, toksycznymi uczuciami, ale też oczywistymi pragnieniami i potrzebą zaufania… prawdziwy koktajl emocji i różnych wątków. Zastanawiam się, co stanowiło największe wyzwanie, a co dawało najwięcej poczucia satysfakcji w czasie pracy nad powieścią „Zero”?
Wyzwaniem jest zawsze budowanie fabuły, splatanie zdawałoby się odległych wątków… budowanie akcji z rozsypanych puzzli tak, żeby czytelnik miał ochotę przewracać kolejne strony. I ułożenie zakończenia tak, żeby satysfakcjonowało, a jednocześnie pozostawiało niektóre pytania otwarte, tak, żeby można się było nad nimi jeszcze długo zastanawiać. Największą satysfakcję mam, kiedy objętość pliku się zwiększa, a ja zaczynam czuć, że może, ale tylko może, uda mi się napisać jeszcze jedną powieść! Jak wielu innym pisarzom i pisarkom towarzyszy mi często syndrom oszusta.
Jakich wartości w literaturze (nie tylko spod znaku zbrodni) poszukuje Joanna Łopusińska? Czy książki gatunkowe powinny stanowić (czasami mroczne) odbicie rzeczywistości? A może to jednak przede wszystkim fikcja stanowiąca rozrywkę?
W różnych okresach życia, z różnym natężeniem, czytam różne rzeczy. Literaturę piękną, kryminały i thrillery, czasem romanse. Nie mam wymagań, żeby literatura gatunkowa była zwierciadłem życia, ani też czystą rozrywką. Sądzę, że i na to, i na to, jest na naszym rynku miejsce. Mało jednak czytam książek, które są odbiciem świata w stosunku 1:1, ale też tych, które pokazują świat nadnaturalny czy nieistniejący… W literaturze, pisaniu jej, najbardziej kocham to, że można zrobić wszystko, absolutnie wszystko. To prawdziwie wolna dziedzina sztuki.
Proszę zdradzić, na tyle, na ile to oczywiście możliwe, literackie plany – na co powinni czekać Pani czytelnicy w przyszłości?
Zaczęłam research do kolejnej powieści, która domknie cykl thrillerów naukowych. Proszę sobie wyobrazić, moje zdziwienie, kiedy robiąc research do powieści, którą chcę zbudować wokół konkretnej postaci historycznej, odkryłam, że postać ta większość życia spędziła na… Majorce, na której urlop miałam już od jakiegoś czasu od A do Z, zaplanowany. Przypadek? Nie sądzę!
Joanna Łopusińska (ur. 1984) – krakowianka, z wykształcenia plastyczka i egiptolożka. Mieszka w Wielkiej Brytanii, gdzie pracuje na Uniwersytecie Oksfordzkim (professional services). Laureatka Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO (2020). Autorka dobrze przyjętego debiutu Śmierć i Małgorzata (2020). Jej druga powieść, Zderzacz (2022),oparta została na niepublikowanym odkryciu polskiego naukowca. Łopusińska spędziła w Szwajcarii i samym CERN-ie wiele tygodni, zbierając materiały do książki. Zderzacz nominowany był do Grand Prix Festiwalu Kryminalna Warszawa, a opcję ekranizacji wykupiło jedno ze studiów filmowych. Akcja nowego thrillera Joanny Łopusińskiej – zatytułowanego Zero (2024) – toczy się w środowisku wielkiej nauki, polityki i pieniędzy.