Zamaskowana zbrodnia – wywiad z Alicją Sinicką, autorką książki „Karnawał”

UDOSTĘPNIJ

Alicja Sinicka, autorka książki „Karnawał’, ukazuje nam opowieść o makabrycznych zbrodniach, skrywanych emocjach, toksycznym uczuciu, a także psychologicznej traumie. Skąd wziął się pomysł na ten psychologiczny thriller? Co stanowiło największe wyzwanie, a co przyniosło największe poczucie satysfakcji? O tym właśnie, między innymi, rozmawiamy w ramach specjalnego wywiadu z twórczynią. Książka „Karnawał’ ukazała się za sprawą Wydawnictwa W.A.B.

„Karnawał’, Twój najnowszy thriller psychologiczny, bardzo ściśle łączy się z konkretnym czasem w ciągu roku. Szalone zabawy – prywatki, domówki, kluby… okres zimowych balów i maskarad… jednak „Karnawał” to bynajmniej nie beztroska. Czarno-biała maska oprawcy zwiastuje prawdziwą grozę. Powiedz, proszę, co stanowiło właściwy impuls do stworzenia książki.

Imprezy przebierane zawsze wydawały mi się inne, miały swoistą energię, szczególnie wtedy, gdy ludzie występowali na nich w maskach. Zawsze czułam, że to mogłaby być idealna sceneria dla zbrodni, bo oprawca mógłby się lepiej ukryć. Często nie wiadomo przecież na takich przyjęciach kto jest kim, szczególnie gdy towarzystwo dobrze się nie zna. Od jakiegoś czasu chodził za mną tytuł „Karnawał” – myślałam o tym, jak wiele znaczeń można mu przypisać. Tworzyć kolejne warstwy, w których odkrywamy człowieka. Fascynowało mnie to i postanowiłam zmierzyć się z tym zagadnieniem. Od początku wiedziałam, że morderca będzie występował w masce. Chciałam, żeby była prosta, bez żadnych krzykliwych dodatków. Dążyłam jednak do tego, żeby ta prostota miała w sobie coś przerażającego. 

Największe sekrety tkwią w niedopowiedzeniach, przelotnych spojrzeniach, momentach ciszy… tak jest choćby w relacji Kai i Roberta, których poznajemy na samym początku „Karnawału”, tak jest również i później, gdy poznajemy się z Amelią, a więc jedną z niewielu ocalałych z tragedii, która rozegrała się w 2002 roku na wyspie Czarci Ostrów. Czy twórczyni „Karnawału” od początku zna wszystkie sekrety swoich bohaterów? Czy są momenty, w których Alicja Sinicka daje się im jednak prowadzić?

Nad Amelią miałam kontrolę, oczywiście od czasu do czasu mi się wymykała, ale było to na pewno rzadsze niż w przypadku Roberta. Ten bohater rozwijał się na moich oczach, opisywałam go i jednocześnie lepiej się z nim poznawałam. Bardzo dobrze pisało mi się sceny z jego perspektywy, wszystko wypływało ze mnie szerokim strumieniem. Myślę, że jest to spowodowane tym, że rzadko w powieściach decyduję się na narrację z męskiej perspektywy. Wydaje mi się, że otworzyłam w sobie nową przestrzeń, którą można teraz eksplorować. Przyznam się, że początkowo szykowałam dla Roberta inny los, ale kiedy lepiej go poznałam, postanowiłam to zmienić. On właściwie sam pokierował swoim losem i bardzo się z tego cieszę.

Czarci Ostrów to prawdziwa wyspa, jedna z ośmiu na jeziorze Śniardwy, która stała się teatrem zbrodni w „Karnawale”. Mazurska sceneria w bardzo unikatowy sposób łączy się z przedstawieniem makabrycznych wydarzeń. Nazwa miejsca, przyznać trzeba, symbolicznie zwiastuje zło… co stało za wyborem akurat takiego anturażu dla Twojej książki?

Uznałam, że wszystkich bohaterów zobaczę lepiej, jeśli wyrwę ich z naturalnego środowiska i zbiorę w miejscu odciętym od świata – stąd wyspa Czarci Ostrów na Mazurach, a na niej studenci, którzy nie wiedzą, że właśnie zaczyna się najgorsza noc w ich życiu. Chciałam zobaczyć jakie mechanizmy uwalniają się w człowieku, gdy wie, że nie ma dokąd uciec, a zagrożenie jest coraz bliżej. Widzimy wtedy ludzką naturę jak na dłoni. Początkowo miałam w głowie tylko ogólny szkic każdego drugoplanowego bohatera. Kiedy napięcie zaczęło rosnąc, każdy reagował w inny sposób. Niektórzy myśleli wyłącznie o sobie, inni starali się pomagać słabszym, zawsze znajdzie się też ktoś, kto w takiej sytuacji zrobi coś nierozsądnego, jak i ktoś kto mimo wszystko będzie dążył do realizacji własnych interesów. Czy jest w tym wszystkim miejsce dla miłości? Ukrytych pragnień? Według mnie tak i temu też dałam wyraz. Dobrze było na to patrzeć i opisywać te wszystkie zjawiska.

Akcja „Karnawału” rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Prosty, ale genialny zabieg pozwala nam rejestrować różne fakty z życia Amelii, stopniowo poznając kulisy zbrodni… Skąd pomysł na takie rozwiązanie? Przyznać trzeba, że narracyjna zabawa jest naprawdę wyśmienita, bardzo satysfakcjonująca.

Dziękuję, od początku zależało mi na tym, żeby te zmiany czasów przeprowadzić spójnie i dynamicznie. Chciałam, żeby powroty do przeszłości mimo wszystko wciąż popychały akcję powieści do przodu, nie odbierały mojemu thrillerowi napięcia, tylko je wzmacniały. Przyznam się szczerze, że początkowo bałam się tego zabiegu. Wciąż zastanawiałam się, czy mi to dobrze wyjdzie, ale wiedziałam, że nie przekonam się, jeśli nie spróbuję… Postanowiłam podejść do tego spontanicznie. Pierwsze rozdziały powstały bardzo szybko, chyba ze strachu o to, że jeśli się zatrzymam, to zatrzymam też coś w historii. Potem była dłuższa przeprawa i czasem, mimo wszystko, musiałam robić przerwy, bo byłam zmęczona tą szeroką perspektywą, która rozciągała się na dwadzieścia lat. To był mój pierwszy raz z dwoma planami czasowymi i na pewno bardzo mnie wypłukał. Teraz jednak cieszę się, że zdecydowałam się w ten sposób opowiedzieć „Karnawał”, bo historia wydaje się pełniejsza, przynajmniej w moim odczuciu.

„Karnawał” to obraz wielkich namiętności – związanych z miłosno-erotyczną relacją, ale też sensacyjna intryga i misternie skonstruowana zbrodnia – literacki plan realizowany według najlepszej próby. Ważne są detale, podobnie jak w tworzeniu biżuterii… Zastanawiam się, co było dla Ciebie najtrudniejszą częścią pracy, a co przyniosło Ci największą satysfakcję?

Najtrudniejsze były dla mnie z pewnością sceny z podziemia. W chwili, kiedy musiałam zacząć je opisywać, zrobiłam długą przerwę, podczas, której zbierałam dane dotyczące mechanizmów uwalniających się w człowieku w tak specyficznych okolicznościach (nie chcę tu pisać zbyt wiele, żeby nie spojlerować). Przywiązywałam do tych fragmentów ogromną wagę, bardzo przeżywałam każdy dialog, opis, zachowanie wszystkich bohaterów. W moim odczuciu krystalizowało się tam przesłanie całej powieści i chciałam oddać je najlepiej jak tylko się da. Czasem wstawałam w środku nocy i coś zmieniałam, albo dopisywałam. To były trudne dwa miesiące, podczas których dawałam z siebie wszystko. Kiedy już napisałam słowo „Koniec” nagle poczułam się lekka jak piórko. To było takie uczucie, że bez względu na to co stanie się z moją powieścią, ja czuję się dobrze. Przetrwałam, napisałam, zamknęłam tę opowieść tak jak chciałam. Przez całą książkę dążyłam bowiem do ostatniej sceny, do tych ostatnich zdań. Chciałam im nadać sens. Chciałam, żeby w ten sposób to się skończyło. I udało się.

Porozmawiajmy o przyszłości, a więc literackich planach Alicji Sinickiej. Nad czym obecnie pracujesz? Specjalizujesz się w prozie spod znaku domestic noir, do czego przyzwyczaiłaś już swoich wiernych czytelników i czytelniczki. A może planujesz coś nowego?

Obecnie jeszcze trochę odpoczywam, ale układam sobie też w głowie nową opowieść – thriller psychologiczny. Mam też napisaną połowę książki, która faktycznie jest z innego gatunku, ale o tym na razie nie chciałabym zbyt wiele mówić, żeby nie zapeszać.

spot_img
0FaniLubię
0ObserwującyObserwuj
0ObserwującyObserwuj
- Advertisement -spot_img