Joanna Jodełka to jedna z najbardziej cenionych polskich autorek kryminałów. Twórczyni, która przebojem wdarła się na literacki rynek zbrodni, popularność zyskała za sprawą nieoczywistego, przewrotnego cyklu o Siostrach Raj. Historia sztuki łączy się w tych książkach z obyczajowymi sekretami i emocjami, a także bardzo sprytnie pomyślanymi intrygami. „Żony Gniewu”, a więc najnowsza odsłona cyklu Joanny Jodełki, to dla nas doskonały pretekst do rozmowy o filozofii tworzenia, sztuce kreślenia zbrodniczych intryg, sekretach codzienności i tajemnicach historii. Książka ukazała się za sprawą starań Wydawnictwa Rebis. Zapraszamy do lektury wywiadu.
Marcin Waincetel: „Polichromia. Zbrodnia o wielu barwach” to książka, którą właściwie zaczęłaś sobie torować drogę w polskim świecie literackiej zbrodni zdominowanym wówczas przez mężczyzn. Nagroda Wielkiego Kalibru była wyjątkowa choćby z tego względu, że przełamałaś hegemonię wśród laureatów. Czy już wtedy myślałaś o tym, aby oddać głos siostrom Raj?
Joanna Jodełka: Och! Wtedy byłam zdziwiona, że komukolwiek oddaję głos. Nie wiedziałam też, czy napiszę kolejną książkę. Niestety/stety pisanie jest uzależniające. Czasami człowiek chce je rzucić, ale okazuje się jest już tak głęboko uzależniony, że nie może. Dookoła roi się od pomysłów, które mniej lub bardziej nachalnie pchają się do głowy. Jakieś obce człowiekowi siostry, w moim przypadku również wariatki (patrz książka – „Wariatka”), tudzież duchy jak na przykład Matejko i Himmler (patrz „2 miliony za Grunwald”) zaczynają mówić, szeptać nawoływać. Czasami poproszone, a czasami nie proszone wcale. Cóż, pozostaje tylko tkwić w nałogu, ciesząc się, że i tak to nie najgorsze, co się mogło przytrafi. Po czym oddać głos takiej ciotce Józefinie, skoro stuka w głowie laską i się mądrzy.
„Córka nieboszczyka” to pierwsza część kryminalnego cyklu, którego bohaterkami są przyrodnie siostry: konserwatorka dzieł sztuki Tycjana i charakteryzatorka teatralna Angelina. Przyznać trzeba, że punkt wyjściowy jest przewrotny, wszak kobiety poznają się na pogrzebie ojca, bibliotekarza z Pracowni Zbiorów Masońskich. Wyrazisty kryminał łączysz z tym, co można byłoby nazwać chichotem losu. Podejrzewam, że lubisz kontrastować ze sobą różne – czasami skrajnie! – sytuacje. Bo Tycjana i Angelina były wystawione na niełatwą próbę emocjonalną…
Zderzenie bywają karkołomne, ale i zabawne. Od zawsze, od zarania dziejów, albo zanim jeszcze ludzie nauczyli się mówić, to każda opowieść zaczynała się od słów lub gestów znaczących mniej więcej to: było zwyczajnie, dzień jak co dzień, praca, polowanie, lub pogrzeb, nic nadzwyczajnego… żona wkurzona, szef w swoim mercedesie, tapir na polanie, pogrzeb na Jeżycach – bez znaczenia. A potem… stop opowieści i padają najważniejsze słowa – Aż tu nagle! I wtedy coś opowiada się o czymś wyjątkowym, czymś co nie zdarza się co dzień, czymś co przykuje uwagę słuchacza, czytelnika. Żona dostała kupon na sto par butów, szef miał promile, tapir był wściekły, a na szarfie przy wieńcu pogrzebowym zamiast zwyczajowych życzeń wiecznego spokoju był napis pod tytułem „Obyś przewracał się w grobie”. Kiedyś coś takiego przyszło mi do głowy i nie zawahałam się tego użyć. Czarny humor, ale pasował mi na początek znajomości dwóch przyrodnich sióstr.
Bardzo precyzyjnie odtworzyłaś świat relacji pomiędzy bohaterami, nie zapominając jednak o istocie rzeczy, czyli intrydze. Lista podejrzanych w sprawie rzekomej śmierci ojca, w którą wierzy ekscentryczna ciotka, jest przecież długa, a powiększa się tylko z czasem – w gronie podejrzanych znajduje się stary antykwariusz, kolekcjoner masoników, brat naukowiec, właścicielka sklepu, kuzynki bliźniaczki, młoda instagramerka, ogrodnik… jak właściwie wygląda planowanie zbrodni z twojej perspektywy? Rozpisujesz według z góry zaplanowanego konspektu czy zdajesz się na impuls oraz „samoświadomość bohaterów”?
Trzymam się dobrej, starej, kryminalnej zasady, czyli wszyscy muszą być podejrzani. Jeśli ktoś nie jest podejrzany, to po co w ogóle tam jest? Dotyczy to tych, którzy chcą się wybić i zaistnieć. Czyli pierwszo i drugoplanowych postaci. Trzeciorzędne nie wchodzą w grę. Nie dopuszczam do takiej sytuacji, że „i a tak wszystkich zabił kelner”, który wcześniej się nie odzywał albo cały czas był na zapleczu. Podejrzany musi mieć solidny powód i dość wcześnie się zdradzić. Nie rozpisuję szczegółowego konspektu, ale znam powody wszystkich, którzy mogli by to zrobić. A potem bawię się w chowanego z czytelnikiem. Naświetlam coś, a potem zaraz zaciemniam, pokazuję potem zasłaniam inną postacią, wkładam w usta potencjalnie pogrążające zeznania, a potem daję alibi.
„Pamiętnik karła”, druga odsłona twojego literackiego cyklu, to znów przewrotna śmierć, sugestywny uśmiech fortuny losu – i to właściwie dosłownie! Bo oto umiera Nina Solis, właścicielka niemałej fortuny materialnej. Podejrzane są jej dzieci, nowy mąż i pasierb. Śmierć może wydawać się tragicznym wypadkiem, ale ofiara przeczuwała, że grozi jej niebezpieczeństwo. Siostry zmuszone są przeprowadzić śledztwo, tym bardziej że jedna z nich zostaje aresztowana. Pomaga im były policjant Jarota, który wie znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Opowiedz, proszę, jak trafiłaś na ślad Józefa Boruwłaskiego.
Specjalnie dla niego powstała ta książka. W czasach, kiedy jeszcze nie zajmowałam się pisaniem, ani do głowy mi nie przyszło, że będę kiedykolwiek, przeczytałam artykuł o nim, bodajże w Polityce. Został mi w pamięci. Mam w głowie dużo takich szufladek z ciekawostkami. Jak tylko nadarzyła się okazją to ją otworzyłam. Zakupiłam wtedy wydaną drukiem pracę doktorską pani Anny Grześkowiak – Krwawicz pod tytułem „Zabaweczka”. To ona pierwsza pochyliła się nad postacią Józefa Boruwłaskiego. Osiemnastowiecznego celebryty o wzroście dziewięćdziesiąt dziewięć centymetrów, który żył dziewięćdziesiąt osiem lat i znał chyba każdą koronowaną głowę w ówczesnej Europie, a i większość książęcych rodów również. Był wielką atrakcją na rozlicznych dworach, gdyż był proporcjonalnie zbudowany, mówił wytwornie i to w kilku językach, a w drugiej części swego życia napisał niezwykłe pamiętniki, które stały się bestsellerami. Czyta się je świetnie i teraz! Pisał on o swojej podróży „Guliwera przez kraj olbrzymów”, o swych znajomościach, dzieciństwie i… wielkiej miłości zwieńczonej małżeństwem. A dla mnie to przede wszystkim opowieść o walce o godność. Walce, które się mu udała. Ponieważ jako dorosły już człowiek nie chciał być obwoźną ciekawostką, a szanowanym obywatelem i tak też się stało. Dożył swych dni w mieście Durham mając godziwą emeryturę, ciesząc się sympatią mieszkańców. Po dziś dzień. Podobno ma w ratuszu swój pomnik. Zamierzam w tym roku odwiedzić to miasto. A intryga w drugiej części sióstr Raj zbudowana była tak, by dać mi pretekst do opowiedzenia o nim.
W „Żonach gniewu” odsłaniasz znów nieoczywisty obraz historii – nie tylko w skali mikro, czyli obyczajowej, ale również makro, odnosząc się do sekretów z kronik. Tym razem siostry Raj pojawiają się w Gniewie i trafiają w sam środek planu zdjęciowego. Historyczna sceneria krzyżackiego zamku i niezwykła opowieść o wielkiej miłości Sobieskiego do Marysieńki stają się tłem wyrafinowanej zbrodni. Siostry Raj muszą działać, bo kręci się tam zupełnie inny, morderczy scenariusz. Skąd wziął się pomysł na taką scenerią zbrodni? Znów wykorzystałaś swoje wykształcenie i zainteresowania związane z historią sztuki, co jest zresztą chyba jednym ze znaków charakterystycznych twojego autorskiego stylu. No i jest jeszcze miejsce akcji, czyli Gniew…
Byłam w Gniewie na spotkaniu autorskim, które zorganizowane było… ku memu zaskoczeniu w średniowiecznym kościele. Gniew spodobał mi się nieprawdopodobnie i byłam w nim jeszcze wiele razy. To niezwykle malownicze miasto. W dole wije się Wisła, na wzniesieniu stoi stary krzyżacki zamek i pałac Marysieńki. Wokół starego rynku są kamieniczki, tak urokliwe, że nie dziwię się Leonowi Wyczółkowskiemu, że je namiętnie malował i spędził w tym mieście sporo czasu. Powinno był tak znane jak Kazimierz nad Wisłą a jeszcze nie jest. Jeśli uda mi się zachęcić kogoś do zwiedzenia Gniewu, to będzie mi niezmiernie miło. Ponieważ jestem uwrażliwiona na historię, sztukę i architekturę to staram się również uczulać innych. A że sala tortur wydawała mi się idealnym miejscem na morderstwo to już sprawa Sióstr Raj.
Zastanawiam się, co jest dla Ciebie najbardziej satysfakcjonującą, a co najbardziej wymagającą częścią pisania cyklu o siostrach Raj?
W pisaniu mam trzy etapy. Dwa z nich są podobnie nacechowane emocjonalnie. Wymyślanie – uwielbiam. Pisanie – nie lubię. Wydane książki – uwielbiam. Tyczy się to nie tylko Sióstr Raj, ale i wszystkich innych książek. Pisanie jest żmudną, mozolną pracą, przy której boli kręgosłup, Wymyślanie jest świeże, twórcze, ma moc możliwości, jak młodość. Gotowa książka to efekt pracy, spotkania z czytelnikami, wizyty w bibliotekach (na przykład w nieznanej mi miejscowości na drugim końcu Polski), festiwale, targi – na to też zawsze się cieszę.
Pytanie sakramentalne, czyli nad czym obecnie pracuje Joanna Jodełka?
Nie powiem. Jeszcze nie powiem!
Joanna Jodełka (ur. 1973) – absolwentka historii sztuki na UAM w Poznaniu. Jej debiutancka powieść Polichromia. Zbrodnia o wielu barwach (2009) została uhonorowana Nagrodą Wielkiego Kalibru na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Jest autorką: Grzechotki, Kamyka, Kryminalistki oraz Wariatki, za którą otrzymała wyróżnienie na festiwalu „Kryminalna Piła”. Do tematu sztuki powróciła w powieści fantasy Ars Dragonia i wyróżnionej na Warszawskim Festiwalu Kryminału książce 2 miliony za Grunwald. Autorka przewodnika poświęconego zabytkom województwa wielkopolskiego Na ratunek aniołom, diabłom, świętym i grzesznikom. W roku 2020 nakładem Domu Wydawniczego REBIS ukazał się pierwszy tom jej kryminalnego cyklu „Siostry Raj” – Córka nieboszczyka, a w 2021 drugi tom – Pamiętnik karła. Najnowszą książką autorki są Żony gniewu.